Naczelny ma głos


Solidarność społeczna i godność

W dzisiejszym magazynie "Czas" zamieszczamy fragment pracy magisterskiej Bartosza Janowskiego, obronionej nie przez wychowanka polskiej szkoły na Litwie i nie u nas w Wilnie. Tym niemniej temat jest jak najbardziej "nasz" - dotyczy bowiem stosunków polsko - litewskich w końcówce minionego XX wieku i ich historycznych uwarunkowań. Zachęcamy więc i innych magistrantów i doktorantów nie tylko wileńskich uczelni do zamieszczania na naszych skromnych łamach swoich prac i publikacji związanych z naszym terenem z tym, aby nasza młodzież i nasi Czytelnicy mogliby poznawać, dokonywać porównań i dyskutować wokół innych, czy wręcz odmiennych idei i myśli, co jedynie ubogaci nasze społeczeństwo.

Okres karnawałowy - to okres zabaw i bali. Ważne, abyśmy takie spotkania - wystawne czy skromne - zorganizowane własnym kosztem - łączyli z dobroczynnością na cele społeczne, bądź pomocą dla poszczególnych osób czy rodzin będących w potrzebie, dając budujący dowód naszej solidarności społecznej i potrzebę wprowadzania tego w trwały nawyk.

Jest to też potrzebne, aby powstrzymać nabierające coraz szerszego rozmachu uwłaszczające godności polskiego społeczeństwa partyjne popijawy organizowane przez działaczy Akcji. Latem alkoholowe zloty partyjne, obecnie przed wyborcze, wyborcze, powyborcze - dziękczynne, na które wydaje się - dziesiątki i setki tysięcy litów pośrednią drogą z budżetu, zamiast niesienia pomocy potrzebującym, zamiast podręczników dla uczniów polskich szkół, zamiast przyspieszenia opracowywania projektów na zwrot ziemi itd., itp. Tym bardziej, że żadna inna partia na Litwie na takie łamiące się od alkoholu i jadła stoły po prostu sobie nie pozwala w warunkach, kiedy bieda z nędzą zagląda do bardzo wielu domów i rodzin. Dobrze, że tam się mogą spotkać i podyskutować o wysokich materiach Pieszko z Okińczycem czy Naruniec z Balcewiczem. Ale żeby aż takim kosztem, nie zbierając przy tym ani jednego centa dla potrzebujących przy miesięcznych wynagrodzeniach z budżetu w kilka tysięcy?

I kiedy jeszcze przed trzema laty na takiż powyborczo - dziękczynny bal został wynajęty po raz pierwszy cały Pałac Kultury i Sportu, jeden z dziennikarzy, obserwujący z góry dwunastoosobowe grupy zwartym szeregiem siedzące wokół stołów zauważył, iż z wyglądu przypominało to raczej stypę - stypę po pochówku solidarności ludzkiej między rządzącymi i tymi Polakami, których kosztem i głosami oni żyją. I się stało. Ale gorzej i groźniej - Ziemia Wileńska w ocenie wnikliwych i doświadczonych obserwatorów znalazła się w sytuacji, zwanej wewnętrzną okupacją, kiedy to grupa urzędników Akcji i stojący za nimi, kontrolując poprzez struktury każdy ruch w terenie, nie muszą się z nikim i niczym liczyć, żyjąc tylko i wyłącznie dla siebie, umiejętnie jednocześnie udając zatroskanie o społeczne dobro.

Typowym wzorcem takiej troski jest niedawna głośna "walka" o dwujęzyczność w nazwie ulicy w Suderwie. Po raz kolejny chcemy więc zapytać, dlaczego ta "troska" pojawia się raz na kilka lat i tylko z okazji kolejnych wyborów, i dlaczego nie ma dwujęzyczności informacyjnej w szpitalach, przychodniach, na pocztach, przedsiębiorstwach usług i handlu w rejonie, ba nawet w niektórych polskich szkołach, gdzie to jest dozwolone i naprawdę potrzebne? Tym bardziej, kiedy się robi "bohaterkę narodową" z osoby słynącej z arogancji wobec polskiej ludności i całkowitej niekompetencji?

Przy dobrej woli i pracy nie na pokaz, za minione prawie dziesięć lat rządów musiało to już być normą i trwałym elementem naszego życia, a nie tylko okazyjnym hasłem wyborczym.

Ostatnio "KW" i "Draugyste - Przyjaźń" podały "sensacyjną informację" o rzekomo przegranym przez nas procesie o spółkę wydawniczą "Nasza Gazeta", zapominając zaznaczyć, jak to przystoi szanującym siebie pismom, że decyzja nie jest prawomocna i podlega zaskarżeniu, i że jest to już czwarta z kolei podobna decyzja sądu, mimo że trzy poprzednie sąd wyższej instancji uznał za niezgodne z prawem.

I kiedy tak idą do sądu i z sądu gęsiego jeden za drugim "obrońcy polskości" - adwokat Motieka, inicjatorzy procesu sądowego i "reprezentanci Związku" M. Mackiewicz, nineL Mongin i S. Świetlikowski, obecny wysoki urzędnik samorządu rejonu wileńskiego, a w minionej epoce jeden z kierowników sławetnego łukisskiego więzienia - trudno uwierzyć, że kogoś przekonają, że ich intencje są czyste i prawe.

Może jednak, żeby "dla dobra sprawy" spór zakończyć i zapanowała całkowita zgoda i sielanka - ubrać się w dobre do kontrolowania pasiaste stroje, ręce za plecy i na wpół pochyleni w kółko jeden za drugim naprzód marsz?!

Tylko co na to powiedzą zapraszająca do siebie Europa i szanujący własną godność obywatele?

Ryszard Maciejkianiec


Nasz Czas 5 (594)