Ryszard Maciejkianiec

Naczelny ma głos
Zadbać o naszą kulturową warstwę

W dzisiejszym numerze "Czasu" podstawowym tematem jest praca magisterska Ilony Herman, absolwentki Uniwersytetu Pedagogicznego, poświęcona dorobkowi Zofii Bohdanowiczowej - imieniu bezpodstawnie zapomnianemu na Ziemi Wileńskiej. Jej proza i wiersze, jako dokumentacja naszej historii, mogą być pomocne w budowaniu naszej tożsamości narodowej, godności ludzkiej i odpowiedzialności obywatelskiej za losy swoich małych ojczyzn i Litwy, i dlatego są warte głębszego poznania i propagowania.

Do tego tematu w pewnym stopniu nawiązuje również zamieszczony wywiad z Ireną Kosčiuđkaitë, dyrektor Państwowego Archiwum Nowego, zachęcając naszych działaczy i polskie społeczne organizacje do skorzystania z jego usług, aby właśnie w Wilnie został historyczny ślad o naszych współczesnych zmaganiach i dorobku.

Ciekawe, że obecnie wielu Litwinów rozproszonych po świecie stara się swoje dokumenty przekazywać do Archiwum Nowego, zaznaczając tym samym swoje więzi z Litwą i Wilnem i swoją tu historyczną obecność. Myślę, że dotyczy to również Polaków wywodzących się z Ziemi Wileńskiej.

W tym też celu, przed kilkoma dniami, została powołana i zarejestrowana przez nas w Wilnie Fundacja "Zbiory Wileńskie" ("Viniaus klodai"). Zresztą uważny Czytelnik mógł dostrzec, że pierwszy numer "Naszego Czasu" w roku 2001 nie przypadkowo rozpoczęliśmy artykułem zawodowego malarza Wiktora Szocika pt. "Kulturowa warstwa ziemi", który zwrócił uwagę naszego społeczeństwa na karygodne zaniedbania w tej dziedzinie - nie mamy wystarczającego rozeznania, żadnego skatalogowania dokumentalnego, żadnych funduszy muzealnych, żadnej poważnej prywatnej galerii, które sprzyjałyby kulturowo - patriotycznemu rozwojowi młodzieży, co prowadzi do spłycania i tymczasowości naszej tu obecności i usychania korzeni historycznej świadomości. Niech więc ta spóźniona inicjatywa chociażby w jakimś stopniu zacznie nadrabiać wieloletnie zaniedbania.

Ostatnio zespół "Kuriera Wileńskiego" przygotowuje szerokie obchody rocznicy rozpoczęcia wydawania przed 50 laty swego poprzednika - "Czerwonego Sztandaru", a który w swoją kolej był dalszym kadrowym i ideowym ciągiem "Wileńskiej Prawdy".

Nie budzi żadnej wątpliwości, że prawem każdego zespołu jest obchodzenie tych czy innych świąt i rocznic według własnego uznania. Natomiast próba przedstawienia przyszłych nostalgicznych uroczystości zespołu, jako wielkiego święta wszystkich Polaków na Litwie - jest wyraźnym nieporozumieniem. Tym bardziej, że każdy dziś rozumie, iż Stalin i jego poplecznicy dawali wskazówki na wydawanie polskich, litewskich i im podobnych pism nie w celu zachowania czy krzewienia tożsamości narodowej, a jedynie w celu niwelacji różnic i niszczenia tradycji narodowych oraz sowietyzacji, skutki których będziemy odczuwali jeszcze nie jedno dziesięciolecie.

Z kolei nie trudno sobie wyobrazić negatywną reakcję litewskiego społeczeństwa, gdyby dla przykładu litewski dziennik "Lietuvos rytas", będący spadkobiercą "Komjaunimo Tiesy" (Komsomolskiej prawdy) zacząłby przygotowywać rocznicowe obchody rozpoczęcia wydawania tej komunistycznej młodzieżówki.

W jakim więc świetle w tej sytuacji jawi się nasze polskie społeczeństwo?

Nie bez znaczenia jest również fakt, że wybitni polscy intelektualiści niezwykle negatywnie oceniali treści "Cz Sz". Dla przykładu urodzony wilnianin, znany polski pisarz Tadeusz Konwicki w książce "Wschody i zachody księżyca" ( Oficyna wydawnicza. W-wa 1990) pisał: "Diabeł mnie pokusił, żeby kupić "Czerwony Sztandar", gazetę wychodzącą po polsku w Wilnie. Najtańszy zakup na terenie PRL. Jeden egzemplarz tego surrealistycznego szmatławca kosztuje tylko 30 groszy (...). Chryste Panie, co to za lektura. Jakiś niesamowity barbarzyński język, kompletnie zrusyfikowany i zarazem dziwacznie prawosławny jak stare teksty cerkiewne, w których nie wolno było poprawić nawet błędu ortograficznego. Oszalały wolapik enkawudzisty, któremu kazano pisać i wydawać gazetę po polsku, a on nawet nie wie, kto rzucił ten rozkaz i w jakim celu.

Matko Boska Ostrobramska, ten repertuar kin, te programy telewizyjne, te bogate życie kołchozowe, te nowinki z jakichś fabryk drzewnych i metalowych, te dziękczynne antyfony pod adresem władzy radzieckiej, te tasiemce haseł pierwszomajowych. Ja się zabiję któregoś dnia przy tych lekturach. A autorzy. (...) Co za wspaniały internacjonalizm. Co za konsekwencja w wynaradawianiu tych dogorywających grup etnicznych.

W samym środku Europy. Na oczach całego świata. W obliczu ONZetu, papieża i Pana Boga. To, co hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi, tu się robi z duszą tego czy owego narodku. (...)

Czytam z jakimś strasznym bólem koło serca te okropne cztery strony polskiej gazety radzieckiej.(...) Boże, Boże, bądź miłościw nam grzesznym."(...)

Może więc lepiej by było po prostu cicho zaznaczyć 13 rocznicę zmiany nazwy z "Cz. Sz." na "K. W."?

Uważne obserwacje prowadzą do jeszcze bardziej smutnych wniosków - ostatnio nasilające się w "KW" publikacje, napastliwie atakujące każdy pomysł, każdą inność wyraźnie świadczą, że polska prasa na Litwie opanowana (za wyjątkiem "Spotkań" i "Naszego Czasu") w decydującym stopniu przez pracowników byłego "Czerwonego Sztandaru" (Kurier Wileński, Magazyn Wileński oraz Draugystë - Przyjaźń występująca ostatnio jako Tygodnik Wileńszczyzny) jest w stanie storpedować każdą normalną, służącą społecznemu dobru inicjatywę, rozpowszechniając wśród polskiej ludności bardzo groźną zaćmę obojętności i obłudy, gdy wielokrotnie powtarzane kłamstwa narzuca się jako rzeczywistość, a czyny i słowa, jak i w minionej epoce, nie mają ze sobą wiele wspólnego. Najświeższym "klasycznym" wzorem takiej "czerwonosztandarowej" roboty jest dialog redaktora naczelnego "KW" Z. Żdanowicza z M. Mackiewiczem - naczelnym "MG", opublikowany w minioną sobotę na łamach "KW".

Faktyczne przejęcie większości pism przez grupę z "Cz Sz" jest też podstawową przyczyną, że na Litwie nie rozwinęła się normalna prasa w języku polskim, w odróżnieniu od prasy rosyjskiej, która coraz szczelniej wypełnia otaczającą nas strefę informacyjną. Powyższa grupa działaczy, nie mając ani pomysłu, ani woli, ani serca do poparcia nowych inicjatyw i zmian, zachowuje się na zasadzie "psa na sianie", prowadząc do coraz głębszej zapaści polskiego drukowanego słowa na Litwie. Zresztą dotyczy to nie tylko prasy.

Z innych tematów chcielibyśmy zwrócić uwagę na publikację poświęconą Fryzom, którzy, jak i większość z europejskich mniejszości narodowych w celu zapobiegania stagnacji i totalizmowi, powołali nie jedną, a kilka partii.

Nasz Czas 4 (593)