Honorata Szocik

Wychowanie przez sztukę

Rozmowa z artystą malarzem - Dominiką Jachimowicz

Dominika Jachimowicz, urodzona w Druskienikach. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Wilnie. Uprawia akwarelę i malarstwo sztalugowe. Uczestniczy w wystawach i plenerach na Litwie i za granicą. Jest pedagogiem - ekspertem plastyki. Przez dwa lata wykładała historię sztuki na Uniwersytecie Pedagogicznym w Wilnie, obecnie pracuje w Szkole Średniej im. Jana Pawła II.

Proszę powiedzieć kilka słów o sobie.

Urodziłam się w Druskienikach. Ukończyłam Szkołę Średnią nr1 w Druskienikach w języku litewskim, ponieważ nie było tam wówczas szkoły polskiej. W 1980 roku ukończyłam studia w zakresie malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych. Wyrosłam w bardzo licznej rodzinie, byłam dziesiątym dzieckiem, więc dzieciństwo było dosyć trudne. Już od dziecka lubiłam rysować. Wyrosłam w rodzinie, gdzie ojciec był rybakiem i miał część rzeki. Utrzymywał rodzinę z tego co złowił i sprzedał. Jeszcze będąc dzieckiem, już sama zarabiałam na papier, farby i kredki. Rysowałam, pisałam wiersze i odsyłałam swoje prace do gazety "Lietuvos pionierius", za to otrzymywałam wynagrodzenie, którego praktycznie wystarczało na przybory do rysowania. Po ukończeniu szkoły średniej w Druskienikach uczyłam się w Wilnie w szkole budowlanej. Do Akademii dostałam się dopiero za piątym razem. Było tam trudno się dostać, co roku przyjmowano 7-8 osób i były to dzieci profesorów, malarzy. Ja zaś przyjechałam z peryferii i nie byłam jeszcze przygotowana na takie studia. Aby mieszkać w Wilnie wstąpiłam więc do szkoły budowlanej i jednocześnie uczyłam się wieczorem w Szkole Sztuk Pięknych. Po ukończeniu tej szkoły jeszcze rok pracowałam w Druskienikach na budowie i dopiero potem dostałam się na studia do Akademii Sztuk Pięknych.

Jak Pani rozpoczęła karierę artysty?

Zawsze marzyłam o tym, żeby zostać malarzem, artystą, ale nigdy nie myślałam, że będę jeszcze pedagogiem. Życie tak się jednak ułożyło, że już od 30 lat pracuję z dziećmi i młodzieżą. Jeszcze jako studentka Akademii Sztuk Pięknych pracowałam w szkole budowlanej z trudną młodzieżą, wieczorami na prośbę dyrektora szkoły zajmowałam się z nimi rysowaniem. W grupie było 12 dorosłych chłopców, którzy bardzo chętnie uczęszczali na te zajęcia.

Czym się Pani zajmowała po ukończeniu Akademii?

Po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych moją pierwszą poważną, interesującą i samodzielną pracą była praca w Dziecięco-Młodzieżowym Klubie, który się znajdował przy ul. Žirműnř i którym kierowałam. Z ruin powstał wzorowy klub miasta Wilna. Uczęszczało do niego około pół tysiąca młodzieży i większość to była trudna młodzież. Były tam kółka sportowe, kółka robót ręcznych i oczywiście na pierwszym miejscu kółka malarskie. Oczywiście, że była to trudna praca, wymagająca dużo wysiłku i energii, ale też dobra praktyka w poznawaniu młodzieży i jej potrzeb. Muszę powiedzieć, że przestępczość w tym rejonie wśród młodzieży szkolnej zmniejszyła się wówczas do zera. Dzieci mogły tu spędzić czas wolny po lekcjach, klub był czynny do godziny dziesiątej wieczór.

Kiedy więc Pani sama zajmowała się malarstwem?

Czasu na malowanie było niewiele. Ta praca pochłaniała mnie, poza tym miałam już rodzinę, dwoje małych dzieci. Malarstwem więc zajmowałam się w czasie urlopu, latem. Wtedy wyjeżdżaliśmy z mężem na wieś w rejonie wileńskim, do jego rodziny lub do mojej w Druskienikach i tam praktycznie 2-3 miesiące poświęcałam malarstwu, rysowałam obrazy farbami olejnymi, robiłam akwarele.

Co lubi Pani malować najbardziej?

Zawsze bardzo lubiłam przyrodę, dlatego też i maluję ją oraz różne jej okresy. Przekonałam się jednak, że z wiekiem człowiek się zmienia. Jeżeli kiedyś więcej mnie interesował otaczający świat, to teraz próbuję spojrzeć w głąb siebie. Jeżeli na przykład 20 lat temu widziałam ten sam kwiatek jako ładny, to teraz namalowałabym go inaczej, teraz widzę w nim całkiem inne treści.

Jak przyroda tak i ludzie otaczają człowieka. Czy nie ma chęci malować ludzi i ich portrety?

Owszem jest chęć, ale nie wszystkich. Czasami widzę jak do trolejbusu wsiada jakiś staruszek lub staruszka i w ich wyglądzie wewnętrznym, w ich twarzy jest coś. Czasami twarz człowieka mówi o jego charakterze lub nastroju. Nie mogę malować portretu jak fotografii, chcę w tym portrecie pokazać więcej niż samą twarz. Tych portretów jak u Vincenta van Gogha nikt by po prostu nie odbierał, bo nie mógłby tam poznać siebie.

Jakich artystów lubi Pani najbardziej?

Właśnie dla mnie podobają się artyści, którzy w swoich obrazach wyrażają przeżycia, wnętrze, coś głębszego, lubię ekspresjonistów.

Jaki jest stosunek młodzieży szkolnej do malarstwa i do sztuki w ogóle?

Szczerze mówiąc jestem w pewnym stopniu zniechęcona, bo widzę coraz mniej chęci ze strony młodzieży w ogóle do nauki. Rodzice chcą, aby ich dzieci uczyły się języków, przedmiotów ścisłych, a takie przedmioty jak plastyka lub muzyka uważają za mniej ważne. Chcę jednak powiedzieć, że tylko przez sztukę dojrzewa osobowość ludzka. Mówi się, że trzeba szukać efektywniejszych metod pracy, jednak mam już 30 lat stażu pedagogicznego i wypróbowałam mnóstwo różnych metod, tylko jednostki można zainteresować sztuką. Cieszy to, że co roku przynajmniej 1-2 osoby dostają się do Akademii Sztuk Pięknych.

Na zdjęciu: Dominika Jachimowicz podczas pracy z dziećmi

Nasz Czas 3 (592)