"Nasza Polonia" nr 142
|
ESTONIA
|
Prawdziwy chrześcijanin, prawy Polak Urodził się 7 lutego 1880 roku w Konstantynowie nad Nerem, jako syn Zygmunta i Zofii Ehlert. Jego ojciec był duchownym ewangelickim. Gimnazjum ukończył w Łodzi, natomiast studia odbył na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Dorpacie w latach 1901-1906, gdzie także należał do Korporacji Studenckiej "Polonia". Został ordynowany na księdza 10 lutego 1907 roku. Był wikariuszem w Łodzi (1907-1909), krótko w Lipnie i w Osówce. Następnie w Zduńskiej Woli od 1 listopada 1909 r., gdzie w latach 1911-1924 był proboszczem. Brał czynny udział przy zakładaniu szkół w 1915 roku w Zduńskiej Woli oraz uczył religii i historii w pierwszym polskim Gimnazjum Humanistycznym im. Kazimierza Wielkiego w Zduńskiej Woli. W czasie I wojny światowej stanął przed sądem polowym za przeciwstawianie się przejmowaniu przez Niemców parafialnych szkół podstawowych. W czasie synodu w Łodzi w 1917 roku opuścił demonstracyjnie obrady wraz z grupą patriotów.
Dnia 31 października 1924 r. miała miejsce jego instalacja na proboszcza Parafii Ewangelicko - Augsburskiej w Poznaniu. Od 22 kwietnia 1937 r. pełnił urząd seniora diecezji wielkopolskiej i członka Synodu Kościoła. Niektórzy duchowni poznańskich parafii ewangelickich należących do Kościoła Unijnego byli wrogo do niego nastawieni i w "Posener Tageblatt" pojawiły się zaczepne artykuły pod jego adresem. Jedynie proboszcz parafii staroluterskiej w Poznaniu żył z nim w przyjacielskich stosunkach. Łączyła go także przyjaźń z prefektem w Gimnazjum im. A. Mickiewicza w Poznaniu ks. Skazińskim. Aresztowany przez gestapo 9 października 1939 roku wraz z innymi działaczami Polskiego Związku Zachodniego (do 1934 roku nazwa brzmiała: Związek Obrony Kresów Zachodnich) został osadzony w więzieniu przy ul. Młyńskiej w Poznaniu. Dnia 14 grudnia 1939 roku został zaprowadzony do Domu Żołnierza, w którym mieściła się siedziba gestapo. Na żądanie wyrzeczenia się swojej polskości miał odpowiedzieć, jak wspomina w swoich notatkach Paweł Rymorz, wieloletni prezes rady parafialnej poznańskiej parafii: "Czuję się szczęśliwym, że jestem Polakiem". Tego samego dnia został przewieziony do Fortu VII w Poznaniu, gdzie dzielił celę z prof. K. Tymienieckim i ojcem Edwardem Frankiewiczem. Po kilku tygodniach męczarni zginął z rąk gestapo w nocy z 28 na 29 stycznia 1940 roku. Ojciec Frankiewicz tak napisał o tym w swojej książce pt. "Człowiek poza nawiasem": "Wtedy strażnik wywołał mego sąsiada pastora M". (s. 22) i dalej tamże: "Mój zacny sąsiad i towarzysz pastor M. już nie wrócił do celi. Po dwóch dniach rozdzielono jego paczkę żywnościową, ubranie i rzeczy osobiste". A tak wspomina go ks. Karol Świtalski: "W osobie ks. seniora G. Manitiusa, ewangelicyzm polski utracił jednego z bardziej zasłużonych dla sprawy Kościoła ludzi. Był to bowiem prawdziwy chrześcijanin, prawy Polak i głęboko wierzący człowiek. To wszystko co oddał w swym życiu na służbę Państwa i Kościoła, zjednało mu serca wielu przyjaciół. Płynęło to ze starannego wychowania, jakie odebrał w domu rodzicielskim, gdzie godność pastorska była poniekąd dziedziczną, a patriotyzm cechą rodzinną. Dziadek bowiem zmarłego, generalny superintendent Kościoła Ewangelicko - Augsburskiego w Królestwie Polskim był uczestnikiem powstania styczniowego, a za udział w manifestacyjnym pogrzebie biskupa Fijałkowskiego w Łodzi, został przez ówczesne carskie władze rosyjskie pozbawiony stanowiska w tym mieście, zesłany na daleką, małą parafię". Rodzina Manitiusów pochodzi z Węgier, gdzie nazywali się oni Maniczami. W XVI wieku zmuszeni prześladowaniami religijnymi przybyli do Królewca i tu zwyczajem ówczesnym, dodali do swego nazwiska łacińską końcówkę "us". Poznański park, w którym stoi luterańska kaplica nazwany zostanie imieniem ks. G. Manitiusa. Nasz Czas 3 (592) |
||