Audrius BAČIULIS,
Gintaras SARAFINAS

Krok wstecz

Po pierwszych w XXI wieku wyborach prezydenckich, społeczeństwo Litwy pod względem emocjonalnym znalazło się na początku ostatniego dziesięciolecia minionego tysiąclecia

Nastroje wśród społeczeństwa po ostatniej rundzie wyborów prezydenckich przypominały te, jakie panowały po pierwszych wyborach prezydenckich w styczniu 1993 roku - szok, rozczarowanie, rozgoryczenie, złośliwa satysfakcja, nieświadome dążenie do rewanżu, konfrontacja. Wielu spośród licznego zastępu tych, którzy nie uczestniczyli w głosowaniu, miało wyrzuty sumienia z powodu swej pasywności, która, być może, wpłynęła na wynik wyborów.

"Boże, Boże - jak mogliśmy wybrać takiego? I kto mógł za niego głosować? Co teraz będzie?" - to najpopularniejsze słowa, które przez cały poniedziałkowy ranek rozbrzmiewały w palarniach miejsc pracy, w kawiarniach. Tylko niektórzy zauważali, że, naprawdę, nawet w Wilnie i Kownie Valdas Adamkus wygrał tylko z niewielką przewagą głosów, natomiast w Kłajpedzie, uważanej nie bez podstaw za bastion gorąco popierających prezydenta liberałów, nawet przegrał.

Ponieważ zwolennicy Rolandasa Paksasa, który wygrał wybory, zapewne w nocy świętowali zwycięstwo i nie mieli czasu, aby siedzieć przy internecie, natomiast na wsi i w miasteczkach komputer jest jeszcze rzadkością, więc stosunek komentarzy na rzecz V. Adamkusa był ogromny - w przybliżeniu 10 do 1.

Naturalnie, że nie mogło to zmienić wyników wyborów, ale wyraźnie wykazało odrodzoną od nowa polaryzacje społeczeństwa, tak znajomą z konfrontacji lat 1991-1993. Tylko wtedy społeczeństwo było podzielone na zasadzie ideowej - jedni byli "za Landsbergisem, za Litwą i przeciwko komunistom", drudzy natomiast opowiadali się "za Brazauskasem i przeciwko tym, którzy rozkradli kołchozy", obecnie zaś podziały miały raczej charakter ekonomiczny - ci, którzy znaleźli miejsce w życiu nowej, wolnej i skłaniającej się ku Zachodowi Litwie oraz ci, którzy nie zdołali tego uczynić.
Chociaż można przypuszczać, że zbyt wielkiej różnicy między tymi grupami wtedy nie było i teraz nie ma - ci, którzy w 1993 roku pragnęli kołchozów i "ojcowskiej" opieki A. Brazauskasa, raczej nie potrafili przystosować się do nowych warunków ekonomicznych. Po drugie, "za Landsbergisem, za Litwą" głosowała znaczna część ludzi w starszym wieku, emerytów, których los obecnie też nie jest słodki. Właśnie na nich nastawiali się autorzy kampanii propagandowej R. Paksasa, mówiąc o "emeryturach gwarantujących tylko nędzę".

Specjaliści i politycy, jak należy sądzić, długo jeszcze będą wyjaśniali, jak i jakim sposobem R. Paksas potrafił pokonać V. Adamkusa, ale już teraz można wyodrębnić kilka czynników - wspomniane już podziały społeczeństwa, finansowanie wyborów, organizowanie kampanii, postawę mediów i stanowisko partii politycznych.

Ekipa

R. Paksas wyprzedził V. Adamkusa nie tylko pod względem wykorzystanych na wybory pieniędzy, ale też pod względem poziomu organizacji pracy oraz profesjonalizmu ekipy. Po pierwsze, miał on wspierającą go i jednomyślnie pracującą ze sztabem partię, po drugie, zaangażowano jedną z największych i najbardziej profesjonalnych agencji łączności ze społeczeństwem, którą konsultowali (i jak mówi się, koordynowali) specjaliści technologii wyborczych z Rosji. Konsekwentnie, poczynając od maja, przystąpiono do kształtowania wizerunku kandydata. R. Paksasa przedstawiano jako samotnego bohatera, walczącego z całym złem Litwy.

("Veidas", nr 52 z 2003 r.)

Nasz Czas 2 (591)