Vaida SAMUOLYTË
Giedre PUTELYTË

"Wybory wykazały - ważne nie to,
jak robisz, a jak wyglądasz"

-Tak ocenił wyniki wyborów prezydenckich i do rad samorządowych profesor Uniwersytetu Witolda Wielkiego Egidijus Aleksandravičius.

- Jak pan ocenia to, że tak mało wyborców przyszło na głosowanie?

- To, że tylko 50 proc. Litwinów uczestniczyło w podwójnych wyborach, świadczy o niskiej frekwencji wyborczej. Podczas poprzednich wyborów prezydenckich swą opinię wyraziło 70 proc. obywateli. 20- procentowy spadek - to bardzo dużo. Przyczynę najpewniej stanowiło to, że bardzo wielu jest rozczarowanych i nie uważa, że swoim działaniem może coś zmienić. Dlaczego się rozczarowali - to już inna kwestia. Ten temat niczym cebulę trzeba coraz głębiej obierać z łuski i dopiero wtedy można dostrzec mnóstwo przyczyn.

- Niektórzy politolodzy twierdzą: może jest odwrotnie, wszyscy żyją bardzo dobrze i uważają, że nie ma znaczenia, kto będzie u władzy - życie w kraju i tak pozostanie stabilne.

- Nie zgadzam się, że taka pasywność jest skutkiem dobrego życia. Nasze apetyty rosną prędzej niż nasze możliwości ich zaspokajania.

- Jak pan ocenia fakt, że humorysta Vytautas Šerënas zebrał 8 proc. głosów i niewiele brakowało, aby wyprzedził Artűrasa Paulauskasa?

- Pod względem antropologii kulturalnej i socjalnej jest to szczególnie interesujące zjawisko, związane z dużym nawarstwieniem naszej postsowieckiej mentalności. Już poprzednio byłem zaszokowany faktem, że w warunkach 70-procentowego zaufania w rankingu mediów, najważniejsza forma środków przekazu, mianowicie wiadomości, stała się obiektem ironii i satyry. Zatem, powiedziałbym, było rzeczą zupełnie prawidłową przejście V. Šerënasa od "Wiadomości" do wyborów. W naszym środowisku wizerunek, elementy show są niczym maska, przedstawiająca rzeczywistość i nie wymagająca odpowiedzialności. Nic nie trzeba robić, nikt nie zmusza, aby odpowiedzieć na pytanie, co zamierzasz czynić z tym naszym światkiem, co potrafisz, czy masz wystarczającą siłę moralną i wolę, aby zrealizować swe zasady. Uważam, że te 8 proc. narodu nie uświadamia sobie, że V. Šerënas jest humorystą.

- Porozmawiajmy też o wyborach samorządowych. Umawiając się w sprawie spotkania telefonicznie, wspomniał pan, że ich wyniki świadczą o pewnym rozwarstwieniu społeczeństwa. Czy mógłby pan obszerniej skomentować to twierdzenie?

- Uważam, że na Litwie po raz pierwszy ukształtowały się trwalsze warstwy lub strefy socjalne, różniące się od poprzednich. Od razu po odzyskaniu niepodległości ludzie byli podzieleni według tego, jak oceniali przeszłość sowiecką. Obecnie zarysowały się nowe tendencje.

W ciągu ostatnich dziesięciu - dwunastu lat wszystkie pieniądze zostały skoncentrowane w jednym mieście. Reszta po prostu ubożała. Ludzie mieszkający nie w tym mieście poczuli się jako drugorzędni, powstały pewne strefy ubóstwa kulturowego, które cechuje pasywność, nastawienie pesymistyczne, ironia, buntowniczość. To właśnie wyłoniło się podczas ostatnich wyborów. Wszyscy mieszkający w miastach, mający pewne wykształcenie ludzie głosowali na V. Adamkusa. Sądzę, że elektorat R. Paksasa jest mniej wykształcony, mieszkający dalej od dużych ośrodków, nieco przygnębiony. R. Paksas może mieć trwalsze poparcie marginesu - elektoratu znajdującego się na skraju. Jest to skutek naszej polityki regionów - wszystkie pieniądze "osiadają" w Wilnie. Nie wolno, siedząc w jednym mieście szczycić się swoim majątkiem i spodziewać się, że pozostałe pięć szóstych mieszkańców Litwy będzie posłusznymi owieczkami. Taka polityka socjalna stanowi duże zagrożenie dla demokracji.

- Jak pan sądzi, czy po tych wyborach coś się zmieni?

- Ciągle wierzę, że coś się zmieni. Wszak już zmieniają się pokolenia - 15 lat jest już wystarczającym okresem. Gdyby znaczna część ambitnej młodzieży nie wyemigrowała, wówczas liderzy mieliby ostrzejszą konkurencję. Spodziewam się, że wyrośnie nowa krytyczna masa intelektualna, dla której liderzy nie będą mogli przedstawić surogatu i założyć przygotowane zawczasu maski.

("Veidas", nr 52-1 z 2002 r.)

Nasz Czas 1 (590)