Ryszard Maciejkianiec

Naczelny ma głos
Książka "Za Wilnem" - znaczący
przyczynek do naszej historii

Minął kolejny rok. Tempo życia, związane z nowymi technologiami, systemem powszechnej łączności i komputeryzacji z roku na rok tak narasta, że w odróżnieniu od pierwszej połowy minionego XX wieku i czasów bardziej odległych, każde następne pokolenie znacznie się różni od poprzedniego. Przez wielu też inaczej, niestety, są dziś pojmowane takie pojęcia jak honor, godność, uczciwość, sukces i wiele innych kryteriów moralnych, które niewiele przed ponad pół wiekiem stanowiły jeszcze wartość nieprzemijającą.

W dzisiejszym numerze "Czasu" przedstawiamy obszerne fragmenty książki "Za Wilnem" autorstwa prof. Czesława Noniewicza. W wyniku realizacji unikalnego pomysłu zebrania i opracowania wspomnień właścicieli dowojennych majątków, folwarków, zaścianków, a w zasadzie ich dzieci bądź wnuków, co zajęło dla autora dziesięć lat nieustannego trudu poszukiwań, powstał w ostatniej chwili dokument tamtej epoki, gdzie w.w. wartości były pojmowane bezpośrednio, jak coś cennego, jak kryterium oceny życia. Gdyby to nie zostało zrobione obecnie - jeszcze po kilku latach nie byłoby już po prostu tych, którzy na szczęście jeszcze mogli poprzez autora książki przekazać nam i następnym pokoleniom historię ich życia i hierarchię wartości. Czytając ten wyjątkowo skrupulatnie zebrany materiał, widzi się obraz ówczesnych gospodarzy naszej Ziemi Wileńskiej, oparty na stałości, odpowiedzialności, systemie powinowaceń, spokrewnienia, życzliwego sąsiedztwa, przywołujący jednocześnie zapomniane imiona ludzi i wielu miejscowości, po których nie pozostało nawet śladu i, o istnieniu których już mało kto pamięta. Na pewno dziś już tylko osoby starsze mogą przypomnieć, gdzie się znajdowała Wygoda, Malinówka, Sunkieły, Raubiszki, Orwidowo, Karolinowo, Becze, Pankiszki, Marguciszki i wiele innych miejscowości. Chodząc po opuszczonym i zdegradowanym terenie, porównując dzisiejszy nasz stan - materialny i duchowy - autor raczej retorycznie z bólem zapytuje - gdzie są ci, co tu mieszkali, co byli gospodarzami tej ziemi?

Dziś, w czasach promocji nietradycyjnego rolnictwa w postaci agroturystyki, warto zwrócić uwagę na odnotowany przez autora książki temat - prowadzenie letnich pensjonatów m. innymi w Punżanach, Karolinowie, do których na letni odpoczynek przybywali goście nie tylko z Wilna, ale nawet z Warszawy i Poznania.

Jest to też jeszcze jedna książka, opisująca wydarzenia, centrum których są w większości Bujwidze i okolice, tym samym dodatkowo w szczególny sposób ubogacając obszerną bibliografię tych miejscowości. Niech więc ten piękny wzór dbałości o pamięć i dobre imię naszej małej ojczyzny posłuży przykładem dla innych badaczy naszej historii.

W swoim czasie, publikując na łamach "Czasu" jedną z prac naukowych, poświęconą kulturze dzisiejszych Polaków wileńskch, uważny Czytelnik mógł dostrzec ważny dla nas wniosek - odnośnikiem wartości w kulturze, a znaczy i moralności powinien być dla nas okres międzywojenny. Tym bardziej, że ostatnie powojenne pół wieku było antywzorem i czasem usilnego zacierania tamtej historii i tamtych wartości. Dlatego powyższe wydanie z roku 2002 wydawniczej oficyny Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Bydgoszczy jest szczególnie cenne w obecnym okresie społecznej transformacji i budowania w nowych warunkach lokalnych społeczeństw.

Do rozważań nad zasadami norm naszego życia, które nawet w zmienionych warunkach i czasach nie powinny być pozbawione co najmniej elementarnej przyzwoitości, skłaniają nas niedawno odbyte wybory, kiedy to działacze Akcji perfekcyjnie zorganizowali kampanię wyborczą bazującą na pomówieniach i rozpowszechnianych plotkach, celując w nowo powołaną Polską Partię Ludową i w tych, dzięki którym zaistnieli w świadomości naszego społeczeństwa. Kampania rozpoczęta artykułem M. Mackiewicza "Na tropach prowokacji...", który następnie powielany, kolportowany i dostarczony niemal do każdego polskiego domu z odpowiednim komentarzem przedstawiającym niżej podpisanego co najmniej jako zbója z szerokiej drogi i złodzieja, by następnie już na tej podstawie nieprzerwanie podczas audycji radiowych, telewizyjnych i spotkań, nie patrząc nigdy ludziom w oczy, twierdzić o nas, jako o ludziach rzekomo skompromitowanych - zrobił swoje. Przy tym autor i za nim stojący doskonale wiedzieli, jak były zbierane środki na budowę Domu Polskiego w Wilnie, i że jeszcze w roku 2001 na podstawie donosu odbyło się szczegółowe sprawdzanie w tym temacie, zorganizowane przez Ministerstwo Finansów RL, które potwierdziło, że zebrane datki zostały wydane zgodnie z prawem, służąc założonym celom, i że wszystkie prace były prowadzone wyłącznie na zasadach społecznych i na jakiekolwiek formy wynagrodzenia dla inicjatorów i organizatorów budowy nie wydano nawet jednego centa. Ale ta informacja była już starannie tłumiona i nie dopuszczana do ludzi.

Mimo mistrzowskiej preparacji "faktów" i pomówień, "kompromitujących" ulotek, wciągania do tego nawet dzieci, mimo tak bogatej kampanii wyborczej, na jaką nie stać było żadnej innej partii na Litwie, dały one już zauważalnie gorszy wynik. I chociaż jeszcze zwycięski w dwóch rejonach - jednak nie oparty na pracy dla dobra ludzi, a coraz bardziej na hałaśliwej propagandzie i fałszu, w wyniku oszukana ludność znów wybrała za swoich przywódców i "moralnych liderów" Tomaszewskiego, Januđauskienë, Mackiewicza, Mincewcza, Naruńca, Sinickiego, Paramonową, Balcewicza, Palewicza, Talmonta i wielu im podobnych. A jak się temu przypatrzy bliżej - wygląda na to, żeśmy wrócili do lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych minionego wieku - te same twarze, ten sam styl zarządzania, ten sam stosunek do ludzi, ta sama podwójna moralność i ten sam nieprawdziwy głośny potok słów, których sens trzeba rozumieć akurat na odwrót. Wraca też groźna dla naszego społeczeństwa niespotykana w dzisiejszej Europie jedność - nie jako jedność celów w różnorodności dróg, a taka jedność, kiedy wszystko i wszyscy są pod ich niezdrową i całkowitą kontrolą, i kiedy oni ustalają, co człowiek ma robić, co czytać, co mówić, z kim się spotykać, dzieląc ludzi na swoich i nie swoich, jednocześnie umiejętnie unikając odpowiedzialności za zmarnowane lata, przyszłość Ziemi Wileńskiej i losy jej ludzi.

Trwa więc przed ludem niekończąca się imitacja patosu walki, na której zbija kapitał jedynie kilkudziesięcioosobowa grupa. Lud zaś wpatrzony w swoich "obrońców" niestety nie dostrzega jeszcze, że przez tychże "obrońców" jest pozbawiany ziemi, prawa do prawdy i przyszłości, i etosu pracy, bez którego nie da się zbudować domu przyszłości na trwałych fundamentach.

Nasz Czas 1 (590)