Nie odrobiono prac domowych

Po powrocie z Brukseli euronegocjatorzy po prostu tryskają optymizmem - jakie warunki wynegocjowali, o jakie limity się wystarali. Prześcignęli na przykład Polaków. Optymizm jest uzasadniony, pozycje startowe naprawdę są dobre, tylko dalszy przebieg zależy już nie od negocjatorów, ale od nas samych. Unia Europejska, jak powiedział Guenter Verheugen, nie jest bankomatem, do którego wsuwasz kartę kredytową i otrzymujesz odpowiednią sumę pieniędzy. Pieniądze są, tylko trzeba mieć kartę.

Można powiedzieć śmiało, że nie śpieszyliśmy się, aby naszych rolników przygotować do członkostwa i, naturalnie, że nie zdążymy. Przez lata trzeba będzie się miotać boleśnie od jednego priorytetu do drugiego - od trzody chlewnej do bydła, od kur do zboża. Będzie jeszcze wszystko - i pikietujący, i buntownicy, i "wisielcy". Bowiem, jak lubią mówić eurobiurokraci, nie odrobiono prac domowych.

Rozważania teoretyków, w jakich dziedzinach będą mogli specjalizować się rolnicy, najczęściej pozostaja na papierze. Dlatego można śmiało prognozować, że wielu naszych rolników, właścicieli małych gspodarstw czeka szok.

Prawdę mówiąc, szkoda tego pracowitego człowieka wsi, który przez dziesięciolecie miotał się od jednego interesu do drugiego, zanim ostatecznie nie utonął w kieszeni banków. Nie miał kto powiedzieć, jaką drogą iść, jaką rozwijać przedsiębiorczość. Każda władza intonowała własną pieśń. Taką, jaka była potrzebna. Najczęściej o burakach...

Od 1992 r. rolnicy państw UE otrzymują bezpośrednie wypłaty na 8 kategorii produkcji rolnej. W tym też na bydło. W ciągu trzech lat okresu przejściowego pod względem wypłat za limity Litwa wynegocjowała bardzo dobre wypłaty za ubój bydła i cieląt oraz specjalne wypłaty za limity buhajków. Oznacza to, że nasi rolnicy mogą zabierać się do hodowli bydła. Litwa znalazła się też w dobrej sytuacji, pod względem wynegocjowania limitów dla mlecznych krów. Przy tym chodzi nie o jedną krowinę rolnika, ale o całe stado. Takich, które rocznie mogłyby dać gospodarzowi po 6 tys. litrów mleka. Lepiej bowiem trzymać 50 mlecznych krów, niż 100, dających, jak obecnie, o połowę mniej mleka.

("Veidas", nr 51 z 2002 r.)

Nasz Czas 49 (589)