prof Andrzej Targowski

OBSERWACJE Z USA
Wejść albo nie wejść?

Oto jest pytanie jakie stawia sobie każdy Polak w związku z możliwym rozszerzeniem Unii Europejskiej o Polskę w 2004 r. W maju 2003 r. ma być w tej sprawie ogłoszony plebiscyt w Polsce.

Kwestia ta staje się dylematem politycznym, który zaczyna coraz bardziej dzielić tak polityków jak i szeregowych rodaków. Spróbujmy zatem odpowiedzieć na to pytanie na podstawie dowodu nie wprost. To znaczy co stanie się, gdy Polska obrazi się na Unię Europejską?

Jak historia Polski uczy, nie potrafimy się rządzić od ponad 400 lat, kiedy zaczęliśmy importować królów i stosować liberum veto. Historycy zachodni uważają, że rozbiory Polski były bezprzykładnym sukcesem pokojowego, dyplomatycznego rozwiązania przez sąsiadów problemu państwa w anarchii. Jeden z największych polityków - W. Churchill uważał, że Polska jest chorym człowiekiem Europy i, że jak Polska choruje to i Europa choruje. Krótka historia II RP (zamach stanu w 1926) i III RP tylko potwierdza główną tezę.

Zatem nie wchodząc do Unii Europejskiej, polska klasa polityczna, bez żadnego nadzoru z zewnątrz, jeszcze szybciej wpędzi Polskę w nieuleczalną chorobę. I kto wie co może być dalej z całą Europą, bowiem na jej Wschodzie stan jest nienormalny. Odizolowany rząd nie poradzi sobie z rosnącym bezrobociem, bowiem nie będzie miał funduszy na rozwój gospodarki i infrastruktury. Wysprzedawszy wszystko co można było sprzedać obcokrajowcom, nie będzie miał żadnych instrumentów rządzenia. Radykalni inżynierowie społeczni z coraz radykalniejszych partii też z pustego nie naleją. Wcześniej czy później znikną ze sceny politycznej, na wzór b. prezydenta Wałęsy, tracąc pewnie jedną do dwóch dekad i pogłębiając jeszcze bardziej kryzys w Ojczyźnie.

Wejście do Unii Europejskiej jest lepszym złem. Zgadzam się tu, że na początku członkostwa, sytuacja ekonomiczna społeczeństwa w Polsce pogorszy się. Ale Bruksela nie da zupełnie zbankrutować swemu podopiecznemu, na tej samej zasadzie jak bank martwi się o los dłużnika. Moim zdaniem nadzieja na polepszenie sytuacji tkwi w funduszach celowych-strukturalnych, jakie Unia przydzieli Polsce, w tym dość znaczne na rolnictwo. Fundusze te mogą spełnić rolę New Deal'u jaki wyprowadził Stany Zjednoczonego z wielkiego kryzysu. Polscy obrońcy rolnictwa narzekają na planowane za niskie subwencje z Brukseli, ale w ciągu ostatnich 12 lat nie przyznali prawie żadnych znamiennych z budżetu państwa, którym współrządzą. I nie będą na pewno w stanie takowych przyznać także w przyszłości, kiedy będą poza Unią. Czyli polskie rolnictwo będzie praktycznie bez szans rozwojowych.

Wchodząc do Unii Europejskiej Polską będzie rządzić Bruksela, jak kiedyś PRL-em rządziła Moskwa. I dlatego w PRL-u nie było anarchii. Sytuacja przypomina np. Texas, którym rządzi teraz Waszyngton, którym z kolei rządzi...Teksańczyk. Raz nawet Polak z Galicji był premierem Cesarstwa Austro-Węgierskiego, które rządziło Galicją. Np. Czesi byli bardzo zadowoleni z podporządkowania temu cesarstwu. Wydaje się, że czysta forma państwa narodowego ulega ewolucji, którą wypada dostrzec i nie tylko w odniesieniu do Polski. Zamiast kierować się ślepą doktryną, trzeba zastosować twardy rachunek kosztów i zysków.

Jest pogląd, że wejść do Unii warto, ale jeszcze nie teraz, bowiem najpierw trzeba uporządkować sprawy w Polsce. Nie wierzę, aby znalazła się siła polityczna w kraju, zdolna doprowadzić Polskę do ładu społeczno-gospodarczego i następnie wprowadziła Polskę do Unii. Jest już za późno na samodzielne rozwiązanie kryzysu w Polsce.

Inny pogląd sugeruje zawarcie sojuszu gospodarczego ze Stanami Zjednoczonymi, np. w ramach NAFTA-y. Przypomina mi to zawodny sojusz z Francją i W. Brytanią w 1939 r., zamiast sojuszu z sąsiednią Czechosłowacją. Jak wiemy z praktyki, zbyt pragmatyczne Stany Zjednoczone bywają zawodnym przyjacielem. Pomijając aspekt polityczny, włączenie Polski do NAFTA'y jest gwarantem wysokich kosztów transportu, marketingu i logistyki, co doprowadzi polską gospodarkę do jeszcze głębszego kryzysu.

Polski syndrom polega m. in. na tym, że przy każdorazowym rozwidleniu cywilizacji, Ojczyzna znajdowała się po złej stronie. Tak było w XIV w., kiedy powstawały monarchie absolutne, tak było w XVIII w., kiedy miała miejsce rewolucja przemysłowa i demokratyczna, tak było w latach 1960-tych, kiedy miała miejsce rewolucja naukowo-techniczna.

Polska u progu kolejnego rozwidlenia cywilizacji, nie ma innego wyjścia jak wejść do Unii Europejskiej. Musimy wreszcie zacząć wyciągać lekcje z historii i zerwać z praktyką-"mądry Polak po szkodzie."

Nasz Czas 47 (587)