Valdas KVEDARAS

Absolutna korupcja

Bajka lasu litewskiego o urzędnikach, którzy założyli zespół do odzyskania swej własności tam, gdzie jej nigdy nie mieli

Między Wilnem a jeziorem

Czy można odzyskać prawa własności tam, gdzie nigdy jej nie miałeś? Jak się wydaje, można byłoby ją odziedziczyć, nabyć na podstawie umowy o kupnie i sprzedaży lub o darowiźnie. Na Litwie setki, tysiące ludzi nie mogą odzyskać ziemi, znacjonalizowanej w latach okupacji, nikt nie potrafi powiedzieć, ilu ich, przepychanych od odzyskania niepodległości przez te dziesięć piekielnych kręgów (10 kolejek na odzyskanie własności) biurokracji, już nie doczekało się dokumentów potwierdzających własność. Jednakże litewscy urzędnicy uniknęli tych 10 kolejek i nawet zdołali masowo, jak gdyby wstępując do kołchozu, restytuować własność tam, gdzie nigdy jej nie mieli - w powiecie wileńskim. Jeszcze dziwniej, że to się stało, jak twierdzą oni, bez żadnych ich starań i łamania ustaw.

Służba Badań Specjalnych (SBS) twierdzi, że na Litwie wykryła pięć form korupcji: biurokratyczną, biznesową, prewencyjną, regulaminową (systemową) i likwidowania skutków. Na podstawie przeprowadzonych badań "Ekstra" ośmiela się mówić, że znalazła rozgałęzioną wśród litewskiej klasy urzędniczej formę szóstą, mianowicie, korupcję absolutną. Powstaje ona wtedy, gdy grupa członków jednego państwowego systemu administracji, posługując się przygotowanymi przez siebie ustawami korupcyjnymi i pozostawionymi w nich furtkami, otrzymuje dostępną tylko im w tym czasie informację służbową, zapewnia sobie i członkom swej rodziny, krewnym dobrobyt materialny. I jednocześnie pozostają oni bezkarni - zarówno z powodu pozostawionych w ustawach sprzeczności, jak też z powodu przygotowanych dla nich aktów prawnych, które zabezpieczają przed jawnością i kontrolą społeczną.

Jednakże podejrzewani o absolutną korupcję urzędnicy twierdzą, że nie przekroczyli żadnych ustaw, nie brali i nie płacili pieniędzy. Odwrotnie, w tym przypadku zrównują siebie ze zwykłymi obywatelami i przypominają o jednakowo obowiązującej wszystkich Konstytucji.

Fenomen absolutnej korupcji najpewniej polega na tym, że w tym przypadku nikt nie musi ani dawać, ani brać pieniędzy (pieniądze otrzymuje się już po tym, gdy legalnie sprzedano ziemię lub drzewo). Instytucje praworządności nie miałyby podstaw, aby przeciwko jakiemukolwiek urzędnikowi wytoczyć sprawę karną, bowiem rzekomo nie ma przestępczego działania lub jego znamion. Nawet gdy udaje się działania tych skorumpowanych urzędników umieścić na porządku dziennym Głównej Komisji Etyki Służbowej, wychodzą oni jednak sucho z tego błota, są bowiem odporni nie tylko na ocenę prawną, ale też etyczną. Dlatego właśnie ta korupcja jest absolutna.

Mowa jest o Ministerstwie Rolnictwa i Narodowej Służbie Ziemi, których funkcjonariusze i specjaliści, ich żony i bliscy masowo przenieśli się do lasów i nad jeziora powiatu wileńskiego. Ściągnęła ich lokalizacja tych najdroższych działek leśnych - między Wilnem a zbiornikiem wodnym. Jednakże do tego legowiska absolutnej korupcji doprowadził przypadkowo "Ekstrę" skromny urzędnik innego ministerstwa, co świadczy, że przerzuty korupcji objęły całą służbę państwową.

Padają dęby

Gdy piły motorowe drwali zagłębiły się w dębie, który mogli zaledwie objąć ramionami trzej mężczyźni, powiadają, że mieszkańcy Abromiškes i okolicznych obejść ocierali łzy. Kiedy zaś robotnicy zaczęli po kolei ścinać nieco cieńsze, ale też ponad stuletnie dęby, pozostawiając gołą ziemię, zbuntowali się nie tylko mieszkańcy nowej, usytuowanej w odległości zaledwie kilkuset metrów, dzielnicy domów indywidualnych, ale też całe Elektreny.

Właściciel lasu Gintautas Navikas powiedział, że ziemię, jaką jego dziadek miał w rejonie oniksztyńskim, wymienił na las i tu się przeniósł. "Nawet nie bardzo chciałem" - skromnie powiada mężczyzna i zapewnia, że sam nie wybierał stuletniego lasu. Ze skromności współrozmówca akcentuje - "las koło Jewiów" - przemilczając, że w istocie całkowicie wycięty masyw jest położony w odległości zaledwie kilku kilometrów od Elektren, w miejscu ulubionym przez mieszkańców.

"Jest ustalony tryb, jak sporządzić projekt wyrębu - i jazda. Las wyciąłem i sprzedałem" - już odważniej mówi G. Navikas i podkreśla, że nie przekroczył żadnej ustawy.

"Ekstra" nie ma podstaw, aby wątpić, że G. Navikas naruszył chociażby jedną literę ustawy. Jednakże nasuwają się wątpliwości, czy G. Navikas, dyrektor Departamentu Zasobów Wodnych Ministerstwa Środowiska, poprzednio zajmujący wysokie stanowisko sekretarza w ministerstwie, nie wykorzystał stanowiska służbowego?

Gdybyśmy wierzyli G. Navikasowi, porównującego siebie ze zwyczajnym właścicielem ziemi i lasu, jest on po prostu w czepku urodzony, bowiem nie tylko już odzyskał ziemię, ale też przeniósł ją w lepsze miejsce. Urzędnik sam przyznaje, że w tej samej wsi Šarkinës ma jeszcze jedną posiadłość leśną, a trzecią - koło Podbrodzia. "Wydaje się, że na nazwisko siostry jest też jeszcze las koło Jewia" - próbuje bez powodzenia ożywić pamięć szef Departamentu Ministerstwa Środowiska, posiadacz czterech lasów w powiecie wileńskim.

Pamięć G. Navikasa była też krótka, gdy zapytano o sąsiadów wyciętego przezeń lasu, którymi rzekomo się nie interesował.

"Nikt nie brał"

Nie znającemu sąsiadów kierownikowi Departamentu Ministerstwa Środowiska "Ekstra" przedstawiła jedną sąsiadkę - Liuciję Gudaitienë, główną specjalistkę Wydziału Analizy i Systemu Informacji Departamentu Rozwoju Wsi i Informacji Ministerstwa Rolnictwa.

"Ekstra" w związku z taką propozycją w żaden sposób nie chce być oskarżona o nieprzyzwoitość. Odwrotnie, pozwoliłoby to raczej rozszerzyć grono znajomych G. Navikasa, bowiem mąż L. Gudaitienë - Juozas Gudaitis jest zastępcą dyrektora generalnego Narodowej Służby Ziemi przy Ministerstwie Rolnictwa. Kieruje strukturą, która, jak mówi minister rolnictwa Jeronimas Kraujelis, "metodycznie kieruje reformą rolną", tj., zwrotem i przenoszeniem ziemi i lasów.

L. Gudaitienë powiedziała dla "Ekstry", że też nie rozumie, jakim sposobem otrzymała piękny las nad zbiornikiem wodnym w Elektrenach. "Otrzymałam, podobnie jak i wszyscy obywatele Litwy. W jakich okolicznościach? Nie mam pojęcia. Złożyłam podanie jako szeregowa obywatelka, a gdzie mi dali i za to byłam wdzięczna. Praktycznie, tak postępują wszyscy ludzie" - mówiła główna specjalistka i poradziła, aby bardziej zainteresować się posłami na Sejm, członkami rządu oraz ich krewnymi. "Mam jedną działkę. I was to interesuje? Zainteresujcie się tym, gdy ludzie mają po dziesięć, pięćdziesiąt działek. Ja zaś posiadam jedyną działkę. Zaproponowano mi tam, gdzie nikt nie brał. Nie jestem pod Wilnem".

Gdy "Ekstra" zaoponowała, że chociaż działka "szeregowej obywatelki" nie jest pod Wilnem, ale za to nad rozległym zbiornikiem wodnym w Elektrenach, że tu często przyjeżdżają na wypoczynek zarówno mieszkańcy Elektren, jak i Wilna, L. Gudaitienë zaatakowała: "Ach, i to już obejrzeliście!".

"Szeregowa obywatelka" mówiła nieprawdę dziennikarzowi, że troszcząc się gorliwie o analizę informacji w sprawie rozwoju wsi Ministerstwa Rolnictwa, jest nową właścicielką tylko jednego lasu: w sąsiedztwie zbiornika wodnego zwrócono jej nie jedną a dwie działki lasu, których ogólna powierzchnia sięga 4 ha. A po prawej stronie szosy Wilno-Kowno, w pobliżu jeziora Zelve, ma jeszcze prawie dwa hektary lasu.

Po obronie - do ataku

"Moja żona jest jedynaczką. Jej rodzice posiadali sporo ziemi. Ustawa przewiduje zwrot ziemi, niezależnie od pozycji człowieka. Nie naruszyła ona żadnych wymagań. Ja też nie naruszyłem. Możecie pisać, co chcecie" - gorączkował się zastępca dyrektora generalnego Narodowej Służby Ziemi J. Gudaitis, gdy go zapytano, czy może to jego stanowisko zadecydowało, że jego żona znalazła się wśród szczęśliwców, którzy odzyskali własność tam, gdzie jej nigdy nie mieli - mianowicie przeniosła do powiatu wileńskiego trzy szczególnie cenne działki leśne nad zbiornikami wodnymi.

Jeśli chodzi o działki, które otrzymała żona, to J. Gudaitis powiedział, że nie czuje się winny również moralnie.

"Moralność jest ta sama. Jeśli nie przekroczyłem ustawy, to nie przypiszecie mi złamania żadnej moralności, ani mojej żonie, ani komu innemu. Jeśli napiszecie, że dopuściłem się wykroczenia przeciwko ustawie, to tej sprawy nie puszczę płazem" - groził współrozmówca, prawnik z wykształcenia.

Najbogatsza pracowniczka kultury Litwy

Aby weselej było chodzić po własnych lasach nad brzegami jezior i rzek, "Ekstra" ośmieliła się zaproponować G. Navikasowi i L. Gudaitienë, aby zapoznali się z jeszcze jedną szczęśliwą sąsiadką, pracującą jako kierowniczka artystyczna w Uniwersytecie Prawa Gražiną Tamošiűnienë, która, podobnie jak i oni, przeniosła lasy z najdalszych okolic Litwy. A raczej, przeniosła nie lasy, a nabytą gdzie indziej ziemię przekształciła w lasy. Właśnie na tym polega istota metody epoki litewskich geometrów: odzyskać (a nie kupić) taką własność, której w istocie nigdy się nie posiadało.

Naturalnie, że Gražina Tamošiűnienë nie jest zwyczajną kierowniczką artystyczną, a pretendującą do tytułu najbogatszej pracowniczki kultury Litwy: jedenaście działek leśnych, jakie posiada, rozrzuconych w różnych miejscowościach katastrowych powiatu wileńskiego - od Elektren, przez okolice Niemenczyna, Dubingiai, aż do Podbrodzia, dodając jeszcze posiadaną w Pogirach dwunastą działkę - pół hektara użytków i posesję z niedokończonym i zakonserwowanym piętrowym domem, razem wynosi prawie 69 hektarów.

Wszystkie pięć należących do G. Tamošiűnienë działek leśnych przydzielił jednym postanowieniem naczelnik powiatu wileńskiego 13 grudnia 2000 r., a zaprojektowali specjaliści podległego Ministerstwu Rolnictwa i mieszczącego się w tym samym gmachu Instytutu Regulacji Rolnych. Wszystkie działki otrzymano za "wykupywaną przez państwo ziemię, którą G. Tamošiűnienë nabyła od innych osób w różnych rejonach Litwy.

"Ekstra" przyznaje, że nie była w stanie nawet fizycznie odwiedzić wszystkie posiadłości leśne G. Tamošiűnienë: ciekawie, jak sama właścicielka nadąża z dopilnowaniem 69 ha lasu, chociaż jest to niedaleko Wilna? I jak nie zapomina do nich drogi, bo to jednak 12 działek w trzech rejonach, w Pogirach pod Wilnem, w tym 10 w puszczy, z tego 7 nad wodą.
Sekretarz stanu - biedny słomiany wdowiec

"Jestem od ponad 13 lat rozwiedziony, przy tym nie formalnie, prowadzę osobne gospodarstwo, żyjemy każdy sobie. Ona jest wystarczająco samodzielnym człowiekiem, zarabiającym pieniądze...Ze sobą w zasadzie nie obcujemy" - powiedział dla "Ekstra" były wieloletni referent sowieckiej Rady Ministrów Alfonsas Tamošiunas, pracujący od 1998 roku w Ministerstwie Rolnictwa, obecny jego sekretarz stanu.

Pierwsza osoba po ministrze J.Kraujelisie, nietykalna zgodnie z ustawami nawet w razie zmiany kierownictwa ministerstwa, bijąc się w piersi zaklinała się, że nie ma nic wspólnego z przydzieleniem byłej żonie w trybie przeniesienia działek lasu na brzegami jezior i rzek. "Nawet nie wiedziałem, że jest ona taka bogata" - powiadał sekretarz stanu, gdy usłyszał o stutysięcznym, a nawet milionowym majątku żony.

Sekretarz stanu Ministerstwa Rolnictwa kategorycznie zaprzeczał, że jego stanowisko mogło być pretekstem dla byłej żony do odzyskania jedenastu działek leśnych.

Mechanizm absolutnej korupcji

Ustawa o przywróceniu prawa własności do zachowanych nieruchomości była przyjęta w 1997 roku, natomiast poprawki do ustawy, zgodnie z którymi prawo własności do ziemi mogło być scedowane byle komu - w 1999 roku. Sądzono, że to wreszcie poruszy rynek ziemi, jednakże był to tylko pretekst, który zapoczątkował korupcję nowej odmiany. Właśnie te poprawki wykorzystali nie tylko "była żona" sekretarza stanu ministerstwa A. Tamošiunasa Gražina, ale też wielu innych, którzy uświadomili sobie istotę tych poprawek i pojęcia "wykupywana przez państwo ziemia". Urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa jako pierwsi domyślili się, że "wykupywana przez państwo ziemia" - to swego rodzaju bony prywatyzacyjne, które skupując za pół darmo różni kombinatorzy zagarnęli największe bogactwo kraju. Urzędnicy w imieniu własnym i bliskich po prostu za pół darmo skupowali ziemię w różnych miejscowościach i, wykorzystując informację służbową o zarządzanych przez państwo lasach i ziemi, tę "wykupywaną przez państwo ziemię" przenosili do stref rekreacyjnych.

Dzięki staraniom tych samych skorumpowanych urzędników rząd odgrodził ich od zwykłych obywateli żelazną kurtyną. Rząd A. Brazauskasa uchwałą z 12 lipca 2002 roku zatwierdził nowe "Przepisy rejestru nieruchomości". Jeden ich punkt zabrania przekazywania danych rejestru innym osobom. Ale najciekawszy jest 88 punkt przepisów: "Nie są udostępniane dane o wszystkich przedmiotach nieruchomości, posiadanych przez osobę lub grupę osób, tj., jednocześnie mogą być udostępniane dane nie więcej niż jednego przedmiotu nieruchomości". Ten zakaz jest tarczą skorumpowanych urzędników.

"Ekstra" nawet zdołała wyjaśnić, jak funkcjonariusze oraz specjaliści Ministerstwa Rolnictwa i Narodowej Służby Ziemi utworzyli te najnowsze kołchozy korupcyjne, gdy urzędnicy zbiorowo reaktywowali własność na tych samych terenach leśnych, nad tymi samymi zbiornikami wodnymi.

Tę sztuczkę urzędników, która przekształciła tanią ziemię w dziesięciokrotnie lub nawet stukrotnie droższą działkę w strefie rekreacyjnej, władze i instytucje praworządności obserwowały milcząco niczym zahipnotyzowane. Dlatego i G. Navikas, i L. Gudaitienë, i G. Tamošiűnas są sąsiadami. Jacy są inni urzędnicy - członkowie tego zespołowego lasu?

Czy jeszcze możliwe jest poskromienie tej absolutnej korupcji?

("Ekstra" z 2 - 8 grudnia 2002 r.)

Nasz Czas 47 (587)