Mgr Olga Wołkowicka

Złoty skarbiec nauki
Tradycja świata szlacheckiego
w utworach Ignacego Chodźki

Olga Wołkowicka jest absolwentką Kowalczuckiej Szkoły Średniej im. Stanisława Moniuszki. Praca magisterska, której fragmenty zamieszczamy poniżej, została obroniona w br. na Wydziale Sławistyki Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego, na Katedrze Filologii Polskiej pod kierunkiem dra doc. Mariana Naruńca .Autorka obecnie pracuje jako nauczycielka języka polskiego i literatury w Kieńskiej Szkole Podstawowej. Zainteresowanych dogłębnym poznaniem tematu odsyłamy do autorki.


Dom w twórczości Ignacego Chodźki
Obraz domu

Ignacy Chodźko, autor Obrazów i Podań litewskich pozostawił spuściznę literacką bogatą w tradycje i obyczaje szlacheckie. Dokładnie odzwierciedlił on obraz życia domowego i towarzyskiego szlachty kresowej. Przedstawił gościnność domu szlacheckiego, otwartość i uczciwość jego mieszkańców, ich sposób życia, wprowadził w świat prawdziwych wartości. Dzięki temu mogliśmy być razem na zabawach, jeść i napełniać kielichy przy stole, obchodzić święta religijne, jeździć na polowanie, brać udział w pojedynkach, a więc być wśród ludzi, którzy cenią swoje szlachectwo, dbają o nie, zadziwiają swoim sposobem bycia, dzielną postawą i jednocześnie są pięknym wzorem dla przyszłych pokoleń. O szlachectwie w Podaniach litewskich pisze się:

"Szlachectwo "provenit" od szlachetność" i jest jak dyftong jedno z drugim związane; szlachcic zatem jeżeli jest prawdziwy karmazyn, to powinien dowodzić tego "re et nomine" w poczciwem życiu swojem".

W twórczości Chodźki szeroko otwierają się drzwi szlacheckiego domu dla tych, którzy chcą poznać atmosferę dawnych tradycji i obyczajów, zbadać każdy jego kątek i wchłonąć duch tamtych czasów, w jakich mieszkali nasi przodkowie:

"Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! [...] Witamy waszmość i radzi jesteśmy każdemu przybywającemu w imię Boskie, do szlacheckiego naszego domku ...".

Dom jest wartością kulturową w tym znaczeniu, że jest to źródło wszelkiego dobra i cnót. Dom to ród, rodzina, w której wychowuje się cząstka społeczeństwa, gdzie ludzie szanują i tolerują siebie nawzajem, podtrzymują tradycje i obyczaje i dbają o nie. O roli domu w kultywowaniu tradycji mówi G. Sawicka:

"Kultywowanie tradycji związane jest z widzeniem domu jako miejsca charakteryzującego się trwałością, nieprzemijalnością, spokojem, ładem i porządkiem, które to właściwości stanowią najbardziej jądrową z cech domu polskiego".

Dom to również miejsce, w którym człowiek czuje się bezpiecznie i pewnie, gdzie może znaleźć pomoc i wsparcie. Dla każdego jest on czymś niezwykłym, świętym, bo w domu spajają się mocno więzy krwi, rodzi się miłość, wierność, dobro, prawda, zgoda, ład. Pozwolę sobie przytoczyć słowa Jerzego Bartmińskiego:

"[...] dom był w centrum uwagi człowieka od czasów starożytności, będąc symbolem bezpieczeństwa, trwałości i tego co najbardziej własne".

W domu człowiek uczy się być odpowiedzialnym, użytecznym, pobiera nawyki funkcjonowania i życia w społeczeństwie. Jest to miejsce, gdzie się kształtuje osobowość człowieka, jego świadomość narodowa i religijna. Dom stanowi centrum świata, do którego wszyscy podążają, przyciągani jakąś tajemniczą siłą.(...)

Tak jak spragniony chce napić się wody, tak samo człowiek pragnie powrócić do domu ojczystego, który jest początkiem drogi życiowej, źródłem tego, co dobre, uczciwe, szlachetne, gdzie się czerpie moc najcnotliwszych przykładów i wzorów. Dom szlachecki był miejscem, w którym również rozwijał się zalążek wiary. Nie na próżno mówi I. Chodźko :

"Domku mój miły! Widok mię twój krzepi,
Wszędzie mi dobrze, a w tobie najlepiej".

Bóg, honor, ojczyzna - to jest hasło prawdziwego szlachcica, ale najważniejszy jest Bóg. Przez całe życie towarzyszy On szlachcicowi, jest opiekunem jego drogi życiowej. Wszystko w życiu rozpoczyna się z Bogiem: z nim wita dzień powszedni, obchodzi święta, rozpoczyna pracę, z Nim pobłogosławiony, wyrusza w drogę. Mówi o tym autor w Podaniach litewskich:

"Błogosławieństwo, to najlepszy wiatyk puszczającemu się w drogę synowi".

Szlachcic to nie tylko tytuł, piękny strój, szabla u boku, ale przede wszystkim to człowiek głębokiej wiary, prawdziwy chrześcijanin, który dowodzi tego uczciwym życiem i szlachetnymi uczynkami. Zajrzyjmy do szlacheckiego domu, do takiego, gdzie nie zgasło ognisko starych tradycji, obyczajów, obrzędów, gdzie można zobaczyć dowody prawdziwego szlachectwa. Takim dowodem jest życie w duchu religijnym.

Szlachcic szczyci się swoją wiarą, podkreśla jej przewagę i wyższość nade wszystko, nadaje jej ogromne znaczenie, bo staje się ona treścią jego życia. Dlatego właśnie, by wyróżnić swoje upodobania religijne, obraz Bogarodzicy znajduje się w paradnym pokoju i wisi na głównej ścianie, ażeby każdy, kto do niego wejdzie zauważył, że jest to rodzina, w której panuje duch wiary. Znakiem tego, że wiara nie jest wystawiona na pokaz, a w rzeczywistości jest żywa i o niej się nie zapomina, są bukiety żywych kwiatów, zawsze świeżych i pięknych oraz relikwiarz, który bierze się do rąk w czasie modlitwy. Szlachcic bardzo ceni atrybuty swej wiary, podkreśla ich ogromną wartość poprzez bogate i misternie wykonane ozdoby. Wszędzie w przekonaniu ówczesnych, wiara stanowiła ochronę przed zagrożeniami ze strony nieujarzmionych sił przyrody, a także środowiska społecznego. Mieszkańcy domu szlacheckiego byli święcie przekonani, że spoglądająca z płótna obrazu Bogarodzica i dźwięk dzwoneczka loretańskiego uchroni ich od kataklizmów. (...)

Przez całe życie nosił szlachcic na piersi medalik lub relikwiarzyk. Wierzono, że chroni on od wszelkich zasadzek losu i zapewnia, że opieka Boga nie odstąpi dopóty, dopóki będzie się miało go przy sobie. (...)

Zjednoczeni w tym samym duchu zarówno gospodarz jak i słudzy zbierali się wspólnie na modlitwy poranne i wieczorne. Otóż właśnie bokówka była miejscem różnorakich spotkań. Stanowiła ona niemal centrum domu, wokół którego obracały się najważniejsze sprawy domowe. W niej modlono się, pito kawę, prowadzono wszelkie rozmowy. W bokówce można było dostrzec prawdziwą domową atmosferę, gdzie wszyscy zachowywali się naturalnie ujawniając swoje upodobania i słabości, bo tu nie było żadnych reguł i zasad, między panem i poddanym nie istniały żadne bariery, wszyscy tworzyli jedną zgraną wspólnotę rodzinną.

Chodźko najpełniej zilustrował życie codzienne szlachty w następującym fragmencie:

"Bokówka była miejscem najważniejszych spraw domowych; tu panowie i słudzy zgromadzali się przededniem na różaniec, wieczorem na godzinki: tu faworytne przy kawie rano snów tłumaczenie i tu wieczorem przy kominie o upiorach i strachach gwary..."(...).

Bokówka była nie tylko miejscem modlitwy czy pogadanek o upiorach. Śpiewano tutaj tradycyjne pieśni ludowe. Pracowano przy kołowrotkach, mile spędzano święta lub wolne chwile.

Mówią o tym słowa autora:

"Tu furczały wiecznie dwa kołowrotki; tu na koniec w niedziele i święta uroczyste, Panna Helena, [...], cieniutko śpiewała światowe pieśni "Chciało się Zosi jagódek" lub pod dobry humor Jegomości "Kurdesz, kurdesz nad kurdeszami" (:)

Życie szlachty przebiegało nie tylko w duchu religijnym i patriotycznym, w skupieniu i powadze.

Codzienną rozrywką była gra w karty, która odbywała się z ogromnym zapałem i zawziętością. Stawała się ona rytuałem, który codziennie musiał być spełniony, bo świadczyły o tym karty, które były dobrze ograne. Znano wiele gier, pewne wychodziły z mody, zastępowały je nowe. Na dworach grano w nie bez pieniędzy, więc służyły one raczej spokojnej towarzyskiej zabawie. Czasami jednak gra w karty przechodziła nawet w nałóg, od którego trudno się było uwolnić, gdyż karciane rozprawy przyciągały do siebie grających i w dni powszednie i nawet w święta. Mówi o tym I. Chodźko w Domku mojego dziadka:

Na stoliku talia kart polskich i filiżanka z garścią bobu na marki: tu bowiem był plac rozprawy w codziennego nałogowego mariasza i świątecznego cwika".

Taka aura w domu szlacheckim gościła codziennie. Panował w nim ład, harmonia, spokój. Życie mijało w domu religijnym i patriotycznym, którym mieszkańcy domu byli na wskroś przesiąknięci. Opiekunowie ogniska domowego, stróżowie i czciciele pięknych, starych polskich tradycji, ludzie wielkiego serca - takimi właśnie są mieszkańcy domu szlacheckiego, domu, który stał się wzorem i ośrodkiem tego, co najlepsze, najuczciwsze i najszlachetniejsze.

Obyczaje i święta religijne

Religia odgrywała w życiu ludzi wielką rolę, stąd też ranga i ważność faktów, zachowań i obyczajów dotyczących tej dziedziny. Z tego powodu sfera religijna ze świeckim życiem obyczajowym tak się zespoliła, iż stanowiła nierozdzielną całość. Obrzędom kościelnym przypisywano funkcje pradawnych zwyczajów. Święta traktowano jako dni radości, obchodzono je nader wesoło urozmaicając pijatykami, tańcami i różnymi zabawami.

O tym, iż szlachta polska szczerze wyznawała swoje poglądy religijne świadczyło to, jak liczne święta religijne obchodzono. Czekano na nie z niecierpliwością, ponieważ gromadziła się na nie cała rodzina, jednali się ze sobą gospodarze i czeladź.

Wszystkie nasze polskie święta religijne mają piękne obrzędy, a niektóre z nich przetrwały aż do dziś. Któż nie lubi zapustów, Wielkanocy, czy innych dorocznych świąt. Jednak nie każdy wie, z czym te święta są związane i jak należy je obchodzić. Istotne jest to, że wśród wszystkich obywateli panuje równość, jedność i zgoda. Uroczystości religijne łączą rodziny, przyjaciół, licznie gromadzą ich nie tylko w kościołach, ale także w pałacach wielkopańskich, we dworach szlacheckich, jak również pod skromną strzechą wieśniaczej chałupy. Zostawiają po sobie niezatarty ślad, ponieważ nic nie mija, jeśli zostają wspomnienia i nadzieja, że jeszcze niejeden raz zgromadzi wszystkich i zjednoczy przy sobie Pan. Za jego przyczyną znów połączą się rodziny i te skłócone i te sprzyjaźnione, zjednoczą się i pan i poddany. Jedno jest pewne, że mają one wielką moc, bo jednoczą wszystkich ludzi: i tych z wielkopańskich pałaców, i tych, którzy nie mają gdzie głowy przytulić.

Mówi o tym Ignacy Chodźko w Dwóch konwersjach z przeszłości:

"Święta nasze uroczyste nie tylko w domach Bożych zgromadzają nas i jednoczą, nie tylko wspaniałością i powagą obrzędów wzbudzają cześć dla Stwórcy i gorące, tam doń modły, ale wszędzie, w pałacach panów, jak i pod strzechą wieśniaka, rozpowszechniają niejakieś rozweselenie, swobodę i zostawują nigdy niespowszedniałe, choć corocznie powtarzalne wspomnienia".

Rzeczywiście wraz z nadejściem świąt wszystko dokoła staje się weselsze, pełne życia i nadziei na lepszą przyszłość, a najważniejsze, że ludzie odnawiają się duchowo, wgłębiają się w istotę swej wiary i trwają niezłomnie przy swoich przekonaniach. (...)

Bogata obyczajowość szlachecka kresowiaków, zwłaszcza związana ze sferą religijną, budzi podziw i uznanie. Po pierwsze dlatego, że przedstawia rozległy obraz klimatu społecznego i moralnego oraz z przenikliwą dokładnością zarysowuje postacie, które tę obyczajowość tworzyły; po drugie dlatego, że w tej dziedzinie została pozostawiona bogata spuścizna.

Wszystkie te uroczystości, zwłaszcza związane ze świętami religijnymi, niewiele się zmieniły w ciągu wieków. Wytrwały one pomimo wszelkich przeszkód i przeciwności, wpłynęły na utrwalenie tożsamości narodowej, bo tradycja to nieodłączny element narodu, który z nim żyje, rozwija się i umiera.(...)

Życie szlachty

Uroczystości i zabawy na dworach szlacheckich

Bogaty świat tradycji szlacheckich związany jest nie tylko ze sferą religijną. Otwiera on także szeroki obraz życia towarzyskiego, gdyż szlachta kresowa jest otwarta i życzliwa wobec ludzi.

Któż nie zna gościnności dworów polskich, których drzwi szeroko otwarte czekają na przybywających doń ludzi, albowiem, jak głosi przysłowie: "Gość w dom, Bóg w dom". Lubi szlachta obchodzić różne uroczystości, brać udział w zabawach. Nie zapomina również o świętach rodzinnych, które odbywają się bardzo hucznie i wesoło. Oczywiście ma być wszystko doskonale przygotowane i następować w odpowiednim porządku, jak głosi tradycja. Każdy chce być świetnym gospodarzem i prześcignąć jeden drugiego w pomysłach: okazać jak najserdeczniejszą gościnność, podkreślić przepych i dobrobyt tego domu i oczywiście przygotować jak najoryginalniejsze zaproszenie.

Od dawna według utartego zwyczaju w domu musiały się odbyć inkrutowiny, czyli wprowadziny. Nowy dom musieli odwiedzić liczni goście, aby był on gościnny i otwarty dla każdego, kto do niego przybędzie. Tak więc najpierw goniec musiał jeździć po okolicy i zapraszać szlachtę w imieniu gospodarza na zabawę z okazji wprowadzin. Ogłaszał wszystkim głośno:

"Wybierajcie się waspanowie huczno i buńczuczno! [...] przynajmniej na cały tydzień z żonkami i konikami [...] Ejże! Dobywajcie z zielonych skrzyń swoje szuściki od niedzieli i obuwajcie się w trzewiki z wysokiemi koreczkami, a utniemy Lepietuchę i Kaczerbichę popijając trójniaczek jak mleczko..."(...).

Takie zaproszenie, bardzo podniosłe, świadczące o szczerej gościnności gospodarza, zachęca liczne towarzystwo do zabawy, tym bardziej, że gospodarz rad przyjmować gości przez cały tydzień. Zabawy szlachty polskiej są niezwykle huczne, na nich gospodarz nie żałuje trunków, a muzykanci skocznej muzyki, dzięki czemu wszyscy bawią się wspaniale. Na takich spotkaniach towarzyskich niezwykłą uprzejmość przejawiała wobec siebie szlachta:

"Gospodarz witał gości, nazywając każdego po imieniu i zapytując o zdrowie. Każdy zadowolony przekraczał próg domu, a tam znowu kielichem gorzałki na wstępie i na dobre zdrowie, [...], przyjęty rozgaszczał się, odczepiał szablę i stawiał w kącie...".

O tym jak należało przyjąć gościa pisze również J. Juszczyński: "Kiedy się zjawiał gość, należało powitać go szklanką gorzałki lub kielichem wina. Przy odjeździe - pito strzemienne".

Gościnność szlachty polskiej nie miała granic. Przejawiała się ona poprzez dobry, obfity poczęstunek, charakteryzujący się ogromną ilością trunków, których pełne i liczne kielichy wędrowały z rąk do rąk.

Wprowadziny to święto szczególne, dlatego właśnie odbywało się przez cały tydzień, bo zapowiadało ono gościnność i otwartość domu. Obchodzono je również po to, by w nim zawsze panowały radość i wesele. Rzeczywiście tak było, gdyż zabaw w nim nigdy nie brakowało. Szlachta urządzała sobie spontaniczne święta, które wówczas były zwyczajem.

O zabawach towarzyskich opisuje I. Chodźko w "Obrazach litewskich":

"Periodycznie w każdą niedzielę i przypadkowo w dniach familijnych lub uroczystościach kościelnych, cała okolica zgromadzała się zwyczajnie do któregokolwiek po kolei domu w sąsiedztwie i dzień ten wesoły, a częstokroć i dni kilka, razem przepędzano".

Takie spotkania towarzyskie stawały się tradycją, która miała swoje dodatnie cechy, ponieważ nie zapominano o świętach religijnych i rodzinnych, wyróżniano niedzielę, jako dzień wolny od wszelkich zajęć, a sprzyjający zabawie. Właśnie w czasie takich zabaw, przejawiało się wiele zalet szlachty polskiej. Byli to ludzie nie tylko bardzo gościnni, weseli, ale przede wszystkim bardzo zgodni i zjednoczeni, ponieważ na zabawach spotykała się cała miejscowość. Odzwierciedlały się również piękne stosunki między sąsiadami, gdyż każdy dom nie stronił od zabaw, a był otwarty dla gości. Szlachta nie tylko chciała, ale również umiała się bawić. Śpiewy, tańce, którym nie było miary, rozbrzmiewały częstokroć na całą okolicę aż do momentu, gdy kur zapieje, albo czasami trwały nawet kilka dni.

Uroczystości wówczas obchodzono niemało, tym bardziej, że wszyscy byli powiązani mocną przyjaźnią, więc jeździli na przyjęcia bardzo często.

Obchodzono wówczas urodziny, imieniny, zaręczyny, czy ślub. Wszystkie te święta były bardzo oczekiwane i sprawowane według zwyczajów.(...)

Obyczajowość szlachecka

Jak wiemy kultura szlachecka była bardzo bogata. Ukazywała ona urok życia ziemiańskiego. Obecnie zachwycamy się postawą szlachcica, jego wyglądem, sposobem zachowania się, trybem życia, zwłaszcza jeśli w życiu kierowała się ona nakazami religii, tradycyjnymi wzorami kultury, w tym także pojęciem honoru. Przywiązywano do tego wielką wagę, gdyż honor kształtował charaktery, zachowania, zwyczaje a nawet mody. Szlachcie zależało na tym, by honor nie został poniżony.

Na tym tle powstało wiele waśni i kłótni:

"Szlachta była wrażliwa na punkcie honoru, stawało się to przyczyną licznych awantur, zwad, szczególnie gdy znajdowano się pod wpływem alkoholu".

Szlachcica dbającego o swój honor, obowiązywała odwaga, męstwo, rycerskość. Ignacy Chodźko ukazał autentyczną szlachecką postawę w następującym fragmencie:

"[...] knuć zdrady, milczkiem kąsać, pieniać się i upornie stać przy niesłusznem, to po niemiecku, ale nie po naszemu, ale nie po szlachecku!".

Jak widzimy, honor tworzył zasady, którymi kierowano się w życiu, bo szlachectwo to nie tylko tytuł, ale przede wszystkim uczciwość, dobroczynność, cnotliwość, lojalność. Kuchowicz pisze o honorze szlacheckim:

"Pojęcie honoru szlacheckiego było wszakże dość elastyczne, zabraniało pomiatania, tchórzostwa, okazywania sobie lekceważenia".

W ówczesnych czasach wykształcił się odpowiedni wzór szlachcica, który występował z aktualnymi tylko dla tego stanu atrybutami. Postawa szlachecka wyróżniała się przede wszystkim wyglądem, który był bardzo bogaty w różnorakie elementy. Na koloryt postaci szlacheckiej wpływał i bogato zdobiony strój kontuszowy, szeroki pas, szabla u boku, wierna przyjaciółka we wszystkich podróżach i zawiesiste wąsy, które były chlubą każdego szlachcica, szczególnie im były dłuższe i bardziej wypielęgnowane. Każdy z tych atrybutów był bardzo ważny i cenny, a szczególnie wąsy, gdyż bez nich nie można było wyobrazić osoby przynależącej do tego stanu.

Z wąsami szlachcic nigdy się nie rozstawał. Były one chlubą każdego właściciela, który je pilnie pielęgnował, odpowiednio układał, starał się, by były jak najdłuższe, aby można było się nimi pochwalić i zadziwić towarzyszy. Poza tym noszono długie wąsy z potrzeby, gdyż można było nimi wyrazić wszelkie uczucia. Bez wąsów szlachcic czuł się niemal jak bez szabli. Ogolenie wąsów stawało się tragedią życiową, było okropnym przeżyciem moralnym i psychicznym.

Ignacy Chodźko w jednym ze swych utworów pisze o szlachcicu rozpaczającym z powodu ogolonych wąsów:

"Trudno opowiedzieć z jakim to żalem przyszło mi się rozstać z wąsami! Ale bo to były wąsy, które prym trzymały na dworze pana wojewody, a nawet i niedawno na sejmiku [...].

A jakże ja je pielęgnowałem! Jak układałem i gumowałem! Jak nimi wszystkie afekta wyrazić umiałem!".

Szlachcica poznać można było nie tylko po wąsach. Ubiór również świadczył o tym, do jakiego stanu się przynależało i jakie funkcje się pełniło. Strój był zawsze malowniczy i pięknie ozdobiony. Na jego bogactwo wpływały przede wszystkim materiały jaskrawych kolorów z różnymi dodatkami: błyszczącymi taśmami, pstrymi frędzlami. Nieraz zdobiono ubiory kitami lub piórami. Uzupełnieniem stroju były: nie tylko pasy, szable czy inna broń, ale również odpowiednia czapka. Oto jak autor Obrazów litewskich zarysowuje postać żołnierza:

"Pokazał się wnet na przodzie konny jegomość suto i buńczucznie ubrany, w tatarce gęsto taśmami złotymi szamerowanej, z zawiesistą szlifą na jednym ramieniu, z ładownicą na szerokiej taśmie złotej, z pałaszem na pendecie i kołpakiem pikowanym na głowie. Poznałem po ubiorze, że żołnierz".

Aby osobowość szlachcica i jego strój mógł dobrze zaprezentować się, należało mieć przy boku szablę. Noszono ją, by można było się posłużyć w razie niebezpieczeństwa oraz dlatego, że była nieodłącznym elementem stroju szlacheckiego. Dodawała powagi i wpływała na malowniczość i bogactwo ubioru. Była ona nieodstępną i kochaną towarzyszką, symbolem jego stanu i wierną przyjaciółką, którą często nazywano również żoną, ponieważ nieustannie opiekowała się życiem gospodarza. Stawała się ona tym droższą, bo często otrzymywano ją w spadku po ojcu lub dziadku, przekazywano z pokolenia na pokolenie. Nieraz dawano jej imię, tak jak kobiecie: (...)

Szlachcic nie poniewierał wiernej swej "żonki", a pielęgnował ją i nigdy się nie rozstawał. Bohater Pamiętnika kwestarza o swej nieodłącznej towarzyszce mówi:

"Więc ja z kąta za Elżutkę [...] szabelki mojej nie zostawię. Ukryję ją w wozie z mantelzakiem, w którym moje świeckie odzienie".

W życiu szlachcica jest jeszcze jeden wierny towarzysz - koń. Z małych lat panicz musiał obowiązkowo opanować jazdę konną, więc już od dzieciństwa posiadał czworonogiego przyjaciela, z którym praktycznie się nie rozstawał i traktował go po koleżeńsku. Koń - to zwierzę, które na długo dotrzymuje wierności. Powszechnie wierzono, że może on przeczuwać nieszczęścia, które wcześniej czy później się spełniają. Jedno z nich opisane w Podaniach litewskich:

"Siwak gryzł uzdę, pienił się, strzygł uszami i zapalczywie kopytem kopał [...]. [...] a to zły prognostyk".

Koń towarzyszy szlachcicowi na wojnie, z nim puszcza się w podróż, jedzie na polowanie.

Polowania zajmowały naczelne miejsce pośród uciech szlacheckich. Stanowiło tradycyjną prawdziwie szlachecką rozrywkę. Mówi również o tym Z. Kuchowicz:

"Z urokiem polowań [...] nie mogła konkurować najatrakcyjniejsza niewiasta, najwspanialsza uczta; zapominano przy nich o całym świecie, do którego powracano dopiero po polowaniu, nasyciwszy się aurą łowów, zaspokoiwszy swe instynkty czy upodobania".

Polowania odbywały się zazwyczaj jesienną porą, gdyż bardziej atrakcyjne były łowy na grubą zwierzynę. Czasami traktowano je jako lekką przejażdżkę dla utrzymania sprawności, czasami jako sposób otrzymania pożywienia. Wielowiekowe tradycje mające związek z polowaniem, wprowadziły charakterystyczne reguły, które z czasem się utrwaliły. Wyjeżdżając na polowanie, trzeba było zaśpiewać piosenkę, aby łowy były udane i owocne, jedną z nich pod tytułem "Zając", przytoczył w swoim utworze Ignacy Chodźko:

"Więc huknęli synkowie, a z nimi ojciec basem:
Siedzi sobie zając pod miedzą, pod miedzą;
A myśliwi o nim nie wiedzą, nie wiedzą;
Siedzi sobie lamentuje,
testament życia spisuje.
Śmiertelny! Śmiertelny!"(...)

Najbardziej lubianą częścią polowań były posiłki myśliwskie, które przygotowywano w lesie przy ogniskach. Wszyscy myśliwi rozlokowywali się w szałasach, a służba częstowała ich wybornymi świeżo sporządzonymi daniami. Należał do nich hultajski bigos, pieczone na ogniu mięso. Według zwyczaju rozgrzewano się w chłodne wieczory grzanym miodem, zaprawionym wszelakimi aromatyzującymi przyprawami.

Bogactwo i przepych obiadów myśliwskich odzwierciedla następujący fragment:

"Po dziennych zatem fatygach, używał książę Radziwiłł "Panie Kochanku", ochoczo i traktował hojnie bracię szlachtę oszmiańską [...]. Ogromne misy hultajskich bigosów, pieczeni, zrazów roznoszono po szałasach; a po nich na potuszenie, krążyły wszędzie cebry i rądle grzanego a zaprawnego imbirem i goździkami miodu, dzielny naprzeciw jesiennym nocnym wilgociom i przymrozkom specjał...".

Urok polowań przyciągał licznych myśliwych, gdyż łowy były nie tylko rozrywką, ale dostarczały nieporównywalnych przeżyć, świadczących o tym, że życie jest piękne i wspaniałe. Nieraz dla tego uroku godzono się na wszelkie niedogodności i trudy, narażano się na niebezpieczeństwo i nawet znoszono wszelkie niewygody.

Częstokroć w takich sytuacjach powstawały konflikty, waśnie, spory, które trudno było rozstrzygnąć. Nieraz szlachta bardzo gwałtownie reagowała na wszelkie urazy. Były one nieraz niewybaczalne, co stawało się przyczyną licznych awantur i nawet pojedynków:

"Ja przybyłem tu jako uproszony przyjaciel od pana podczaszego Rupejki, aby się tu u pana Kasztelana dopominał o krzywdę jego honoru szlacheckiego [...], a po prostu mówiąc, abym go wyzwał na pojedynek z Rupejką..."

O pochodzeniu tak drastycznych sposobów rozstrzygania sporów mówi się w Obyczajach i postaciach Polski szlacheckiej XVI-XVIII wieku:

"Dopiero w czasach stanisławowskich, pod wpływem francuskiej mody, rozpowszechniały się pojedynki, prowadzone już wedle ustalonych reguł; odmowa pojedynkowania się w pewnych kręgach uchodziła właśnie za dyshonor".

Na pojedynkach reguły ustalała osoba poszkodowana i jej sekundant. Pojedynek musiał się odbyć w określonym czasie:

"Pojedynkowano się zazwyczaj wczesnym rankiem, czasem i w nocy, przy blasku pochodni czy nawet księżyca".

Najczęściej pojedynkowano się na rozstajnych drogach, najlepiej przy księżycu, aby również Boga wziąć za świadka wydarzeń. (...)

Obyczajowość szlachecka lubowała się we wszelkiego rodzaju tytułach, podkreślaniu swej rangi, pozycji społecznej. Wiązało się z tym również ich zachowanie i sposób bycia. Obracając się w kręgu osób możnych należało pamiętać o kulturze osobistej, a szczególnie o szacunku wobec otaczających, zwłaszcza jeśli to byli ludzie o wysokim stanowisku. Wszędzie należało się im poważanie i pierwszeństwo. Różnorakie ceremonie z tym związane były nieraz przesadne, pisze się o tym w Dwóch konwersacjach z przeszłości. (...)

Twórczość Ignacego Chodźki dostarcza nam bogatych treści dotyczących życia szlachty kresowej. Odzwierciedla świat nam doskonale nieznany, ale obfitujący w różnorakie wydarzenia powszednie, które nieraz wzbudzają podziw. Świat ten, tak bogaty i jaskrawy nie może zostać zapomniany, ponieważ jest on źródłem prawdziwych wartości, które będą aktualne przez dziesięciolecia.

ZAKOŃCZENIE

Obyczaje i tradycje szlacheckie tkwią niemal w każdym utworze Ignacego Chodźki. Świadczą o tym liczne fragmenty utworów przywołanych w pracy, które były trzonem poszczególnych rozdziałów.(...)

Wila Zyndram Kościałkowska (W. Zyndram Kościałkowska, Ignacy Chodźko ) ocenia twórczość I. Chodźki następująco:

"Tak, pióro jego cudów dokonywało, było na przemian rylcem potężnym i pędzlem świetnym, dopóki trzymało się fantazji, czyli raczej tych wszystkich konkretnych zjawisk, które się w pamięci jego i fantazji odbijały wyraźnie, gromadziły rojnie". (...)

Dzięki tej pracy głębiej i dokładniej poznałam kulturę naszych pradziadów, która w zasadzie przetrwała do dziś, chodź w nieco zmienionej postaci. Przekonałam się, że są to wartości bardzo cenne wszystkim kresowiakom, które nie mogą zaginąć, ponieważ dostarczają bardzo interesujących i ważnych treści.

W pełni zgadzam się ze słowami autora i dlatego na zakończenie przywołam jego słowa:

"Wieki i lata przemijają moje dziecię, a w nich zmieniają się myśli ludzkie, zamiary, postanowienia, nadzieje i losy... Ale są rzeczy i zasady, które się nigdy zmienić nie mogą [...]. Nie poniewierajcie więc przykładami naszymi".

Wykorzystane przy pisaniu pracy magisterskiej utwory Ignacego Chodźki:

1. I. Chodźko, Podania litewskie, Żegota z Milanowa Milanowski,

S. II, Wilno 1852;

2. I. Chodźko, Podania litewskie, Kamień w Olgienianach, S. I, Wilno 1852;

3. I. Chodźko, Obrazy litewskie, Domek mojego dziadka, S. I, Wilno 1872;

4. I. Chodźko, Podania litewskie, Pustelnik w Proniunach, S. III, Wilno 1858;

5. I. Chodźko, Samowar, Obrazy litewskie, S. I, Wilno 1872;

6. I. Chodźko, Obrazy litewskie, Dworki na Antokolu, S. V, T. I, II, Wilno 1876;

7. I. Chodźko, Dwie konwersje z przeszłości, Pisma I. Chodźki , wyd. nowe, Wilno 1875;

8. I. Chodźko, Obrazy litewskie, Pamiętnik kwestarza, S. III, Poznań 1988.

Na zdjęciach: Ignacy Chodźko, drzeworyt Józefa Styfiego i Andrzeja Zajkowskiego, Dziewiętnia, miejsce urodzenia J. Chodźki, Wyjazd brata Michała Ławrynowicza na kwestę; ilustracja do "Pamiętników kwestarza" I. Chodźki, Wieczór sejmikowy u pana Rudominy; ilustracja do "Pamiętników kwestarza" I. Chodźki,

Nasz Czas 47 (587)