Mirosław Gajewski
Wspomnienia z wydarzeń powstania
Powstanie powiatu wileńskiego przez A.... J.... Kiedy już ogólny plan do skutku miał być przywiedziony, najpierwszą patriotów myślą było pośpieszyć przed zebraniem się wojsk nieprzyjacielskich do zajęcia Wilna, jako głównego punktu do rozwinięcia następnych działań. Podług tego planu powstańcy ze wszystkich stron powiatów otoczyć mieli Wilno i za pomocą znacznego patriotycznego ducha mieszkańców tego miasta zmusić nieprzyjaciół do złożenia broni.
Nie było jeszcze w powiecie wileńskim powstania, gdy Bezobrazow przestraszony ruchem na Żmudzi, w Upitskiem i części powiatu Wiłkomierskiego, postanowił wyjść z miasta Wiłkomierza i spaliwszy most na Świętej rzece udał się wprost drogą do Wilna. Patrioci powiatu Wileńskiego dowiedziawszy się o tym, uważali za konieczny obowiązek bez względu na największe narażenie, zastąpić mu drogę, aby nie dopuścić połączenia się jego z siłami nieprzyjacielskimi w Wilnie, zabrać broń i amunicję i inne potrzeby wojenne, które z sobą z Wiłkomierza uprowadzał, na koniec rozpocząć powstanie od spotkania się z uciekającym niejako nieprzyjacielem, tak, iżby to pierwsze powodzenie zapał powstańców i do uderzenia na Wilno odważniejszymi uczynić ich mogło. Tej więc prawie chwili, kiedy Bezobrazow z Wiłkomierza wyruszył, wybuchnęło powstanie w powiecie Wileńskim o trzy mile od Wiłkomierza, w miejscu zwanym Wieszy nad rzeką Szyrwintą, dlatego na ten cel wybranym, że rzeka ta rozlana w porze wiosennej ułatwiała wstrzymanie zbrojną siłą postępu Bezobrazowa. Zebrało się tam w jednym i umówionym czasie tak z Wilna, jak z rozmaitych stron przybyłych mnóstwo obywateli i w ogóle tysiąc kilkaset ludzi, lecz w liczbie tej nie było więcej jak sto strzelców mających broń ognistą dobrze opatrzoną i odważnie się poświęcić gotowych. Rozebrano natychmiast most na rzece i porobiono z mostowia nad brzegiem rzeki barykady. Za zbliżeniem się Bezobrazow nie mając żadnego działa kazał z ręcznej broni rzęsisty sypać ogień, lecz gdy te strzały zakrytych barykadami strzelców nie ustraszały, wykomenderował małe oddziały do robienia mostu, które po kilkakrotnych usiłowaniach zawsze ze stratą cofać się musiały, bo za zbliżeniem się na metę, trafne strzały powstańców ubijały Moskali, a przeciwnie strzały Moskali żadnej straty nie przynosiły. W ciągu tej kilkunastogodzinnej na otwartym polu walki, kazał Bezobrazow czy to dla przerażenia powstańców, czy też z właściwego barbarzyńców sposobu, palić wsie pobliskie, a tymczasem wysłał mały oddział ku Wiłkomierzowi dla dowiedzenia się, ażeli nie może się ratować odwrotem. Lecz szczęśliwym trafem spotkało ten oddział kilkadziesiąt ludzi na odgłos powstania z pod Wiłkomierza śpieszących. Ludzie ci wstrzymali, rozbroili i do niewoli zabrali cały ten oddział, tak, iż ledwo jeden oficer ucieczką się ratował i Bezobrazowowi wiadomość przynieść mógł, że także z tyłu już zupełnie jest odcięty. W takim stanie rzeczy Bezobrazow broń złożyć i poddać się postanowił. Niepospolity być musial jego przestrach i musiał wcale nie wiedzieć, z jakiego rodzaju siłą zbrojną ma do czynienia, kiedy przez wysłanego parlamentarza oświadczył, że się poddać postanowił i wprost sam pragnie rozmówić się z generałem wojsk polskich, dowodzącym zbrojną siłą.
Skrycie przygotowane i nagle wybuchłe powstanie powiatu wileńskiego, po stracie dowódcy nie tylko nie upadło, ale nawet szerzyć się i organizować zaczęło. Jakoż w tym samym czasie o trzy mile od Wilna na trakcie pocztowym do Dyneburga w Niemenczynie, Konstanty Parczewski ważne zebrał powstańców siły, przeciął nieprzyjaciołom komunikację, zabierał kurjerów i snujące się oddziały wojsk nieprzyjacielskich, na koniec ciągle przerażał strachem dowódców moskiewskich w Wilnie. Po nieszczęśliwym zaś wypuszczeniu Bezobrazowa, xiąże Józef Giedrojć, zebraną przez siebie znaczną siłę powstańców na drodze z Wilna do Malat idącej utrzymywał i szczęśliwie podjazdy moskiewskie z Wilna wysyłane pokonywał. Na trakcie zaś pocztowym z Wilna do Wiłkomierza między Mejszagołą a Szyrwintami niedaleko karczmy Lipówka zwanej, w lesie, Ignacy Jeśmian zebranymi kilkomaset strzelcami uzbrojonymi dowodził. Na koniec w miasteczku Szyrwintach Jan Horodeński jazdę urządzał i ważne w tym położył zasługi. W Szyrwintach także zgromadził się Komitet i działał tam według możności gorliwie gromadząc i porządkując siły, nabywając i dostarczając powstańcom broń, amunicję, konie i żywność. Wszystkim wspomnianym dowódcom oddać sprawiedliwość należy, że dla miłości Ojczyzny wzorowe czynili poświęcenia swych majątków i osób i że każdy z nich z osobna takie posiadał w okolicach zaufanie, iż na pierwsze ich wezwanie wszyscy prawie mieszkańcy skwapliwie biegli pod rozwinięte przez nich narodowe chorągwie i tyle mogli byli mieć ludzi, ile zdrowych i zdatnych w zakresie dowództwa ich się znajdowało. Lecz na nieszczęście brak broni i amunicji zniewalał w każdym miejscu ograniczać obrońców liczbę, wolano więc zmniejszać masę do powstania przybiegającego ludu, aby go próżno nie odrywać od rolnictwa. Kiedy się organizowanie zawiązywało i rozwijało, przybyli skrycie z Wilna A... G... i L... Z... i udzielili Komitetowi dwa plany dalszego działania w powiecie wileńskim; pierwszy, aby wybrać w Litwie Naczelnika, na co się zgodzono, drugi, aby niezwłocznie atakować Wilno, do czego dwa punkty strategiczne wskazywano, to jest Niemenczyn i Czabiszki. Przeciwko temu drugiemu planowi najsilniej się oparto i w dyskusjach przekonywano, że te punkta do ataku Wilna mogłyby być dogodne dla wojsk regularnych, nie zaś dla powstańców bez dział, dostatecznej ręcznej broni i amunicji, że gdyby się było powiodło rozbroić Bezobrazowa, wówczas z jednej strony nieporównany zapał przy zdobytej broni z amunicją, z drugiej małe moskiewskie siły w Wilnie były by mogły ułatwić zdobycie Wilna; dziś uważano to za niepodobieństwo, radzono więc zawiesić ten plan i stanowczo opierano się połączeniu sił w tych punktach, co poświadczają protokoły Komitetu wiernie zapisywane.
Konstanty Parczewski (urywek) (...) Siły nasze były następne: Horodeński miał szwadron jazdy jednostajnie ubranej i nieźle uzbrojonej zdobytym przy rozpoczęciu powstania na Bezobrazowie rynsztunkiem, oddział Giedrojcia miał około 200 ludzi tak strzelców, jako też kosynierów, mój ze 400 się składał, licząc w to 50 konnych pod dowództwem jednego z dawnych legjonistów. Dowiedziawszy się, że w Mejszagole o mil cztery od Wilna, stoi kompania piechoty moskiewskiej, zamierzaliśmy ufni w przewyższające siły nasze, stamtąd ją wyrugować, lecz ponieważ nieprzyjaciel osadzony w murowanej karczmie mógł z łatwością oprzeć się dziesięciokroć większej sile, tym bardziej źle uzbrojonym powstańcom, zdawało się nam, że postrachem zmusimy go do opuszczenia Mejszagoły, a w odwrocie naprowadzimy na zasadzkę. W tym celu Horodeński z jazdą swoją i dodanymi z mojego oddziału 70 strzelcami miał w nocy z piętnastego na szesnasty maja fałszywy zrobić atak, my zaś ominąwszy Mejszagołę o milę z drugiej strony w lesie Dębówka zwanym, stanęliśmy o świcie. Tam od wysłanych dla zajęcia naprzód tej pozycji kilkunastu strzelców dowiedzieliśmy się, że pluton Kabardyńców tylko co z Wilna do Mejszagoły przyjechał. Lękając się ażeby to nie było tylko przednią strażą większych sił z Wilna nadciągających, wysłaliśmy w tę stronę na zwiady oddział nasz jazdy, który zaledwie małe pół mili odjechał, napotkał nieprzyjacielską piechotę. Chociaż już świtać zaczynało, lekka mgła w dolinach zakrywała dalsze przedmioty. Dowódca oddziału naszego sądząc, że z nielicznym nieprzyjacielem ma do czynienie, śmiało uderzył i gonił za uciekającymi; lecz wkrótce przywitany został kartaczami i plutonowym ogniem. Padło z naszej strony kilku, reszta potrafiła się schronić do pobliskiego lasu przynosząc nam wiadomość, że piechota z działami i jazdą ku nam nadciągają. Od strony Mejszagoły żaden wystrzał słyszeć się nie dawał, sądziliśmy przeto, że ważne przeszkody nie dozwoliły Horodeńskiemu uskutecznić ułożonego ataku. Widząc zaś, że nasze zamiary odkrytymi już zostały i że z małego klinu lasu łatwo przez wystrzały działowe i piechotę możemy być na pole wyparci, zdecydowaliśmy się przejść na drugą stronę drogi, gdzie o kilkaset kroków gęsta puszcza zabezpieczyć nas mogła. Zaledwośmy zeszli z pozycji, nieprzyjaciel się pokazał i odprzodkowawszy działa, granatami do nas strzelać począł. Te jednak nic nam złego nie zrobiły, zdążyliśmy niebawem ujść w głąb lasu. Tymczasem gorsza daleko czekała naszych za Mejszagołą porażka. Horodeński opóźnił się trochę i już za dnia przybył pod miasteczko, nic nie wiedząc o nadciągających nieprzyjacielowi posiłkach. Wystrzały działowe zbyt dalekimi się dla niego wydały, ażeby je przeciwko nam wymierzone być sądził. Nieprzyjaciel przeciwnie, oczekując zapowiedzianej pomocy, ani myślił z obronnej karczmy występować. Nastąpiła więc wzajemna obserwacja bez żadnych zaczepnych kroków. Horodeński nie mógł za dnia prawdziwego przypuścić ataku, nie lękając się wszakże z ich strony wycieczki, za długo na nieszczęście na miejscu pozostał. Nadciągnęły tymczasem niepostrzeżone od naszych za górą działa i jazda nieprzyjacielska. Niespodziany kartaczowy ogień zamieszał jazdę Horodeńskiego, która nie mogła dotrzymać placu i pomimo usilności dowódców rzuciła się do ucieczki, zostawując nielicznych strzelców. Ci w przypadku mogli byli jeszcze bronić się od nacierających Kabardyńców, lecz nieprzyzwyczajeni do szyku skupić się nawet nie mogli. Las był prawie o milę stamtąd odległy, padli więc wszyscy pod razami nieprzyjaciela, kilku tylko, którzy dopadli konnych, potrafiło ratować się ucieczką. Tak więc spodziewane korzyści, skończyły się z niemałą naszą klęską. Zebraliśmy się wprawdzie drugiego dnia o mil trzy stamtąd w Olanach, ale już znacznie uszczupleni i na duchu podupadli. Nieprzyjaciel jednakże z naszego złego położenia nie korzystał i z całymi siłami wrócił do Wilna, posunęliśmy się więc i my za nim i o milę od Mejszagoły na drodze do Wiłkomierza, w lesie zwanym Lipówka stanęliśmy obozem (...). Na zdjęciach: Józef Giedrojć, Dezydery Chłapowski, Stanisław Radziszewski, Henryk Dembiński, Konstanty Parczewski, Karczma w Mejszagole (stan w 1924 r.), wymieniona we wspomnieniach K. Parczewskiego Nasz Czas 46 (585) |