Ryszard Maciejkianiec
Naczelny ma głos Dzisiejszy magazyn "Czas" poświęcamy szlachcie powiatu trockiego, publikację o której przygotował Czesław Malewski. Zamieszczając tę publikację, mamy nadzieję, iż poprzez poznanie historii własnej rodziny, zachęcimy kolejnych Czytelników do zainteresowania się historią w ogóle, i że w ten sposób wesprzemy naszych rodaków w odbudowywaniu ich ludzkiej i obywatelskiej godności, bez której nie jest możliwa obrona własnych praw, ukrócenie wyjątkowo uciążliwej dziś i bezwzględnej urzędniczej arogancji, słabnącej jedynie na krótki okres wobec zbliżających się wyborów. Z tej też racji przedstawiamy sylwetki kandydata na prezydenta RL Vytenisa Andriukaitisa oraz członka Rady Naczelnej Polskiej Partii Ludowej Zygfryda Raczkowskiego, który z listy PPL będzie ubiegał się o mandat radnego m. Wilna. Siłą tej listy będzie jej skład - w większości są to ludzie nowi, młodzi, wykształceni, dobrze zorganizowani i odpowiedzialni. O ile pierwszy start będzie udany - możemy być pewni, iż będzie to właściwa reprezentacja ludności polskiej w stołecznej radzie, której nie będzie towarzyszył, jak to obecnie przy wystąpieniach Filipowicza czy Suchowieja, godny pożałowania i wstydliwy dla nas wszystkich, śmiech na sali. Inna rzecz, że jako partia nowa, bez finansowego zaplecza i poparcia będzie miała bardzo niełatwy początek. W odróżnieniu od "akcjonariuszy" jako Ludowa Polska Partia już z racji tytułu nie ma prawa i na pewno nie będzie stosowała i wykorzystywała populistycznych chwytów czy rozpowszechniała nieuzasadnione pomówienia. Liczy więc ona przede wszystkim na tych uczciwych Polaków, którzy już rozumieją w jak niszczycielską siłę polskości, poprzez układy i nadużycia przeistoczyła się AWPL, próbując wyhamować wszelkie najmniejsze przejawy demokracji, tworząc na Ziemi Wileńskiej enklawę ludzi bez ziemi i własności, zastraszenia, dezinformacji i biedy, tym samym stawiając pod znakiem zapytania również perspektywy istnienia i rozwoju polskiej oświaty i kultury. Zresztą używając słowa "polska", "polskość" warto się coraz częściej zastanawiać nad tym, co to ma znaczyć w dobie obecnej - czy to tylko umiejętność mówienia po polsku, czy też głębia osobistej kultury człowieka niezależnie od jego wykształcenia, czy również odpowiedzialność, godne zachowanie się i uczciwość, czy także miłość i dbałość o swoje małe ojczyzny, czy też wysokie kwalifikacje i fachowe wykonawstwo w myśl zasady, iż polskie, bo dobre, a nie na odwrót. Będąc przy temacie co to jest polskie, warto przypomnieć opowiadanie Józefa Mackiewicza pt. "Kisliakowy", gdzie autor przytacza własny dialog z dyrektorką jednej z polskich szkół w Wilnie w roku 1941 na temat wywieszanych tam afiszy i plakatów. - (...) Ale widzi pan, że wszystkie one są w języku litewskim! A przecież, proszę pana, procent dzieci litewskich jest po prostu znikomy w porównaniu... -Zaraz, zaraz, ale ja nie znam języka litewskiego. Proszę mi powiedzieć, co jest napisane na tych plakatach i afiszach litewskich, które by pani chciała zamienić na polskie. - No wie pan, takie tam różne... - Ale co mianowicie? - Okazało się, iż napisy zawierają hasła, że życie w Sowietach jest najszczęśliwsze, że teraz nastała prawdziwa wolność, a w dawnej Polsce i Litwie była pańszczyzna, że dziecko jest przyszłością wolnych narodów Związku Radzieckiego, że ojcem wszystkich dzieci i najmądrzejszym nauczycielem jest Stalin. Wizerunek jego z dzieckiem na ręku wisiał...boję się przesadzić, ale zdaje się na starym haku, z którego zdjęto obraz Matki Ostrobramskiej. ....- Więc dlaczego pani chce, by to było napisane nie po litewsku, lecz po polsku, by to dzieci polskie miały czytać? (...) ...- (...)Widzi pan, bo ja bym jednak chciała, żeby to, bądź co bądź i mimo wszystko, była szkoła polska. Refleksje, co to jest dziś polskie, nasuwa również wywiad z W. Tomaszewskim zamieszczony w "KW", który uznaje, że tylko ten, kto należy do Akcji, jest Polakiem. A jeżeli jeszcze bardziej precyzyjnie - to tylko on i Januđauskienë. I już w żaden sposób nie ci, co należą do Polskiej Partii Ludowej, mimo że to właśnie oni zakładali podstawy polskich organizacji, stanowili i stanowią pracującą część Związku, budowali domy polskie, sami uczyli się w polskich szkołach i oddali swoje dzieci na naukę do polskich szkół. Właśnie w odróżnieniu od Januđauskienë, która ani się uczyła, ani chce się nauczyć kilku poprawnych zdań, i która nie oddała też swoje dzieci na naukę do polskiej szkoły. Natomiast ukazywanie się publicznie raz do roku w polskim stroju ludowym z cepem w ręku trudno by było uznać za dowód jej przynależności narodowej. Naszym skromnym zdaniem jest to raczej symbol sposobu sprawowania władzy w rejonie wileńskim oraz demonstrowanie wypiętej na pokaz i cepowatej "polskości". Zresztą, jeżeli jedynie te dwie osoby będziemy stawiać za wzór polskości - może się stać, że większość naszego społeczeństwa zmieni narodowość. Nasz Czas 45 (584) |