Weronika Wojciuk

"Kocham Wilno z moim starym,
zniszczonym kościołem..."

Księdza Marka poznałam w nieco niezwykłych okolicznościach. Miałam problemy o charakterze osobistym. Zwracałam się z nimi do wielu urzędów i nie wiedziałam już dokąd pójść.

- Idź do ojca Marka - poradziła mi przypadkowo spotkana dawna znajoma. - To człowiek dobry, jeśli zdoła, pomoże z pewnością...

Łatwo powiedzieć - "Idź i poproś" - pomyślałam sobie. Ale do kogo mam się zwrócić ze swoją biedą, jeśli nie do kościoła i nie do duchownego?

Wizytę jednak odkładałam przez cały miesiąc. Wreszcie zdecydowałam się, gdyż czas płynął, a problemy pozostawały. Moje obawy były jednak daremne. Ojciec Marek wydał się mi człowiekiem otwartym i życzliwym. Po wysłuchaniu mojej krótkiej "spowiedzi" powiedział:

- Niech pani przyjdzie dziś wieczorem na mszę. Potem porozmawiamy.

Jak świadczą dokumenty historyczne, franciszkanie jako pierwsi przybyli na Litwę, aby nawracać pogan na katolicyzm. W Wilnie osiedli już w roku 1323, ale za czasów Giedymina nie mieli ani kościoła, ani klasztoru. Za panowania Olgierda, jego ulubieniec Gasztołd, ożeniony z Anną Buczacką, Polką z Krakowa, sprowadził z Polski do Wilna 14 franciszkanów i umieścił ich we własnym domu. Niektórzy historycy twierdzą, że w tym czasie, gdy Olgierd i Gasztołd wyruszyli na wyprawę wojenną, wszyscy ci zakonnicy ponieśli męczeńską śmierć z rąk pogan. Siedmiu franciszkanów ukrzyżowano i zrzucono do Wilenki, pozostali umarli na placu rynkowym. Gdy Gasztołd wrócił, okrutnie ukarał zabójców i znowu zaprosił franciszkanów z Polski. Umieścił ich w miejscu, gdzie obecnie stoi kościół franciszkański. Jak twierdzi historyk ksiądz Grzybowski, tych 36 zakonników zginęło również oddając życie za wiarę. Pogrzebano ich nieopodal kościoła, ustawiono tu krzyż z Męką Chrystusową, a w 1708 zbudowano kaplicę, która zachowała się do dnia dzisiejszego. Posiada ona jeden ołtarz, przed którym często odbywały się modły za zmarłych.

Budowę kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny rozpoczął sam Gasztołd, a zakończyli franciszkanie, którzy przybyli po raz trzeci z Polski. Kościół został wyświęcony w 1421 roku. W ciągu wieków kilkakrotnie się palił. Po raz ostatni był wyświęcony w 1764 roku. Posiada kaplice św. Wawrzyńca i św. Iwona. W jednej z nich znajdował się duży obraz pędzla utalentowanego malarza Jana Moraczyńskiego, przedstawiający świętego, gdy wychodząc ze świątyni rozdawał jałmużnę ubogim. W drugiej kaplicy był obraz Matki Bożej Trockiej w Koronie i srebrnej szacie oraz św. Iwona.

W dawnych czasach przychodzili tu ludzie ubodzy, wielu z nich otrzymywało nocleg i kawałek chleba...

- Odtąd minęły wieki i czy coś się zmieniło? - pytam ojca Marka. - Ludzie przychodzą tu nadal i proszą o pomoc?

- Tak! Przychodzi bardzo wielu ludzi. Teraz są ciężkie czasy, wielu nie ma pracy, pieniędzy na utrzymanie. Pomagamy, jak możemy. Dajemy artykuły spożywcze, niektórym zapewniamy, jeśli jest taka możliwość, pracę. Nasz kościół opiekuje się 10 rodzinami, którym dwa razy do roku - na Wielkanoc i Boże Narodzenie - przydzielamy paczki żywnościowe na sumę 200 litów. W ogóle, mamy mnóstwo problemów. Jak pani widzi, kościół jest zrujnowany. Na jego całkowitą odbudowę trzeba około 9 mln litów, nie wiadomo, skąd wziąć takie pieniądze. Są też problemy z budynkiem klasztornym. Dotychczas nie został jeszcze rewindykowany. Chociaż jeszcze w roku 1992 rząd A. Abišaly wydał rozporządzenie, zgodnie z którym klasztor miał być zwrócony prawowitym właścicielom, czyli nam, do 1 marca 1993 roku. Minęło już 9 lat i nic...

W swym czasie o problemie zwrócenia franciszkanom klasztoru pisała gazeta "Lietuvos aidas". Artykuł właśnie tak był zatytułowany "Do kogo należy klasztor franciszkanów?". Zaczynał się on od wstępu: "Jest długa i interesująca historia, jak pomysłowo został przywłaszczony klasztor franciszkański, liczący ponad 5,5 tys. metrów kwadratowych powierzchni".

Historia "prychwatyzacji" zespołu klasztornego naprawdę jest długa i interesująca, ale to już zupełnie inny temat. Powiem tylko, że należy on do UAB "Mokslo i technikos rumai", której pracownicy na długo objęli w posiadanie ten obiekt i, jak się wydaje, nie zamierzają się z niego wynosić, przynajmniej w najbliższym czasie.

Ale ojciec Marek jest optymistą. Ciągle wierzy, że sprawiedliwość jednak zatriumfuje i budynki klasztorne zostaną zwrócone prawowitym właścicielom.

A tymczasem... Bracia mieszkają w zakupionym za własne pieniądze domu przy ul. Pirčiupio, na modlitwy zaś jeżdżą do kościoła na ul. Trocką. I chociaż sam kościół jest mocno zniszczony - są tylko mury i dach - ludzie przychodzą tu się modlić i pobyć z zakonnikami, którzy stali się im bliscy.

Jeszcze, jak się wyjaśniło, ojciec Marek pisze też wiersze. "Z potrzeby serca staram się utrwalić to, co widzę i doświadczam" - powiedział.

Na zdjęciu: O. Marek przed kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Kościół ks. Franciszkanów, pw. Wniębowzięcia N. M. Panny

Nasz Czas 40 (579)