Robert Mickiewicz

Inter - nacjonalizm albo
historia kołem się toczy

Życie idzie naprzód, ale jak się mówi, historia kołem się toczy i jak twierdzą historycy, z każdym okrążeniem na coraz wyższym poziomie.

Aby znaleźć potwierdzenie słuszności tej teorii, niekoniecznie zagłębiać się w literaturze historycznej, wnikliwie badać dawno minione dzieje. Wystarczy sobie przypomnieć wydarzenia, no powiedzmy sprzed 10 - 12 laty i porównać je z dniem dzisiejszym, z punktu widzenia chociażby stosunków polsko - litewskich. Temat ostatnio coraz bardziej "niemodny", ale mimo to spróbujmy.

Na dworze mamy już początek października 2002 roku, dwustronne państwowe stosunki litewsko - polskie są dobre jak nigdy dotąd w historii dziejów naszych narodów, nawet, na najwyższym szczeblu - jesteśmy strategicznymi partnerami.

Z kolei Polacy, mieszkający na Litwie coraz bardziej integrują się w życie Republiki Litewskiej, na przykład jak wykazują badania socjologiczne przeprowadzone przez naukowców Kowieńskiego Uniwersytetu im. Witolda Wielkiego, na pytanie: "Czy oddalibyście swe życie w obronie niepodległości Litwy" - Polacy litewscy twierdząco odpowiadali na to pytanie częściej niż bracia Litwini.

Można oczywiście zgodzić się ze sceptykami, że socjologom powiedzieć można co chcesz, do więzienia przecież nie wsadzą, ale pieniądze wydane przez nas, na rzecz integracji w życiu republiki, sprawa absolutnie realna i co więcej jak najbardziej namacalna. Mówię tu oczywiście o tych milionach litów zapłaconych przez Polaków za prawo złożyć egzamin z języka państwowego. Egzaminy składano, a tym bardziej płacono za nie, raczej bez specjalnego entuzjazmu, ale dziś już tylko bardzo złośliwy i nieprzychylny polsko - litewskiemu zbliżeniu, może powiedzieć, że Polacy na Litwie nie szanują język państwa, w którym mieszkają, a co z tego wynika nie szanują i państwa.

Więc jeżeli sobie przypomnimy nastroje, jakie panowały w społeczeństwie przed 10 - 12 laty - zmiany zaszły znaczne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tak zwany "trolejbusowy" nacjonalizm możemy zaliczyć sobie już jako etap dawno i bezpowrotnie miniony.

Czytelnicy zapewne jeszcze pamiętają, jak to w końcu lat 80 - tych i na początku 90 - tych w Wilnie w transporcie miejskim co i raz wybuchały burze emocji z powodu, że ktoś zapytał kogoś w "niewłaściwym" języku. Podczas tych "filologicznych" dyskusji można było na własnej skórze (w pełnym tego słowa znaczeniu - skórze) dowiedzieć się, co przedstawiciele jednej narodowości myślą o swych współobywatelach, należących do innej narodowości. Jako argumentów w "trolejbusowych" dyskusjach używano podobno nawet tortów i innych wyrobów kulinarnych.

Zresztą wracając do teorii, "historia kołem się toczy", dla Wilna podobne ekscesy narodowościowo - transportowe to było nic nowego. Jak pisał w 1942 roku w swej książce "Prawda oczy nie kole" Józef Mackiewicz, po przejęciu od Sowietów Wilna przez Litwę w 1939 roku, ekscesy na tle narodowościowym były na porządku dziennym i do złudzenia przypominały te z początku lat 90 - tych.

A więc transportowe ekscesy to już historia. Życie idzie naprzód, ale niestety wygląda na to, że historia jednak kołem się toczy, chociaż gwoli sprawiedliwości, na coraz to wyższym poziomie. Słowa na. "wyższym poziomie" niestety nie dotyczą merytorycznej treści sporów litewsko - polskich. "Wyższy poziom" oznacza jedynie kwestię techniczną - miejsce, gdzie można dowiedzieć się, co dzisiaj bracia Litwini myślą o swych współobywatelach narodowości polskiej - chodzi tu oczywiście o internet.

To, co dzisiaj można przeczytać w niektórych litewskich portalach interneowych jest jak dwie kropli podobne do treści "trolejbusowych" ekscesów. Przykład najświeższy.

W rubryce "Twoje zdanie" w portalu internetowym "DELFI" www.delfi.lt omawiano kwestię zaprzestania przez "Polską Akcję Humanitarną" niesienia pomocy polskim dzieciom na Litwie. W sumie temat ten doczekał się 45 komentarzy znacznie wyprzedzając pod tym względem wiele krajowych wydarzeń politycznych. Pomoc niesiona przez polskie społeczeństwo swym rodakom na Litwie znalazła wyjątkowo duże zainteresowanie u litewskich internautów. Proponuję czytelnikom tylko kilka zdań z tego omawiania.

"Niech rodzice polskich dzieci z Litwy Wschodniej mniej chleją samogon, wtedy i dzieci nie będą głodować." "Sam przez rok pracowałem w polskiej szkole, dlatego mogę twierdzić, że Polacy mocno rozdmuchują temat o głodowaniu. Robią politykę na niewinnych dzieciach. Polityczna sytuacja w solecznickim rejonie tragiczna, tam odrębna republika. Panom w Wilnie trzeba o tym dobrze pomyśleć". "Co szczekacie Polacy? Jeżeli tak dobrze w innych miejscach, na przykład w ojczystej Polsce, to wynoście się tam, a nie szczekajcie na litewski naród. Wstręt bierze, gdy g... Polacy Litwinów chłoszczą". "80 proc więźniów na Litwie to Polacy". "Polacy najbardziej nędzny naród. Obrzydliwe." "Durny Polak i tak durny". "Zwykle, kiedy Litwin jedzie do obcego kraju stara się od razu nauczyć się języka tego kraju, a nie zaczyna wszystkich dookoła zmuszać uczyć się swego języka. Słowianie takiej grzeczności, jak pokazuje praktyka nie znają. A dzieci. No cóż szkoda dzieci, ich rodzice dalej będą pić. A rodacy w Polsce lepiej niech pomagają Afganistanowi". "I jeszcze zrozum - Litwa Litwinom! Nie domagaj się takich samych praw co my. Ty tu obcy!" No i na zakończenie, żeby nie zanudzać czytelnika tradycyjne już: "Wasi pradziadkowie byli Litwinami. Polska zrobiła ich Polakami".

No i co szanowny czytelniku, kto powiedział, że nauka "Vilnii" poszła w las. Muszę także zaznaczyć, że spora część zamieszczonych tam wypowiedzi z powodu niecenzuralnych wyrażeń w ogóle nie nadawała się do druku w gazecie. Ale internet to rzecz bardzo demokratyczna - każdy może pisać co chce. Tu również trzeba dodać, że z internetu najczęściej korzystają młodzi i wykształceni. Więc mało realne, że autorami tych komentarzy są "włóczkowe berety" spod sztandarów Zinkevičiusa i Garsvy.

Niestety przypadki podobnego inter - nacjonalizmu nie są rzadkie i odosobnione. Podobną (jakościowo i ilościowo) reakcję wśród litewskich użytkowników internetu wywołało powstanie nowej polskiej partii politycznej. "Pszeki won z Litwy, a nie twórzcie tu swoich partii". "Jeszcze czego. Won z Wilna"! Kontynuować w podobnym duchu można byłoby jeszcze długo, ale szkoda miejsca i nerwów czytelników. Jednak nie wszyscy "komentatorzy" "DELFI" są tak źle wychowani, o czym świadczy prośba jednego z nich: "Nawet mówiąc o miejscowych Pszekach postarajcie się nie używać niecenzuralnych wyzwisk". Jak się mówi - co kultura to kultura - historia rzeczywiście zatoczyła koło na wyższym szczeblu, przed kilkunastu laty w transporcie obchodzono się bez podobnych "uprzejmości".

Nasz Czas 39 (578)