Rozmawiał R. Maciejkianiec

Monar uratował życie tysiącom ludzi

Rozmowa z Markiem Zygadło, kierownikiem Krakowskiego Oddziału "Monaru".

W dniach 19 - 21 września br. odbywała się w Wilnie IV Międzynarodowa Konferencja poświęcona walce z HIV. W jej obradach wziął udział Marek Zygadło, który na specjalnej sesji, gdzie organizacje pozarządowe przedstawiały swoje podejścia do problematyki uzależnień, wygłosił referat poświęcony działalności polskiego "Monaru". Korzystając z okazji odwiedził również naszą redakcję. Jak powiedział na wstępie ma sentymenty w naszą wschodnią stronę, bowiem z Wołynia pochodzą jego rodzice.

Panie Marku, może kilka zdań o sobie i Pana działalności.

Jestem po trochę artystą, malarzem, pisarzem, poetą, pedagogiem. Przed siedemnastu laty zdecydowałem się zostać kierownikiem administracyjnym ośrodka odwykowego, aby na podstawie doświadczeń pracy napisać książkę o narkomanii. Książki, niestety, jak dotychczas nie napisałem, a w systemie "Monaru" zostałem widocznie na całe życie.

Zajmuję się więc osobami uzależnionymi. W Krakowie koordynuję szeroki projekt dla osób uzależnionych pn. Centrum Terapii Narkomanów MONAR - Kraków. Jest to krakowska agenda ogólnopolskiego Stowarzyszenia "Monar", na którą składa się szereg programów i placówek. Do takich stacjonarnych placówek należą poradnia przy ul. św. Katarzyny 3 w Krakowie, Ośrodek Detoksykacji dla osób wchodzących w uzależnienie od narkotyków z piętnastołóżkowym szpitalem oraz ośrodki terapii długoterminowej, Dom MONARU w Krakowie - Pleszowie ze swoją filią w Ochotnicy Dolnej, gdzie `czyni się starania, aby pomóc ludziom, chcącym całkowicie zerwać z nałogiem; oraz Dom GWAN w Krakowie - ośrodek dla osób, które wielokrotnie próbowały zerwać z nałogiem. Zresztą nawroty do uzależnień czy to od alkoholu, czy to od narkotyków zdarzają się nawet po kilku czy kilkunastu latach. Dlatego nasze leczenie zawiera również elementy edukacyjne, żeby pacjent sam mógł zawczasu rozpoznać objawy nawrotu choroby i starał się temu zapobiec.

Jak to się zaczęło?

Około 25 lat temu psycholog jednego z podwarszawskich szpitali Marek Kotański odbył podróż do Berlina Zachodniego. Zetknął się tam z programem "Synanon" i działalnością komun terapeutycznych, gdzie grupa ludzi pod przywództwem lidera stara się utrzymać w dobrej kondycji - bez narkotyków, bez alkoholu, ograniczając używanie kawy i tytoniu.

A ponieważ wcześniej, w trakcie pracy w Polsce poznał problem uzależniania się ludzi od środków psychoaktywnych - te obserwacje doprowadziły Kotańskiego do wniosku, że leczenie osób uzależnionych w szpitalach psychiatrycznych nie jest dobrym rozwiązaniem i to go zdopingowało do stworzenia zupełnie nowego, nowatorskiego, nawet w warunkach Europy, programu dla uzależnionych nazwanego później "Monarem".

Pierwszy ośrodek "Monaru" powstał bodajże w roku 1978. I tutaj trzeba docenić odwagę Marka Kotańskiego, kiedy samo twierdzenie w warunkach PRL o tym, że nie tylko na Zachodzie są narkomani - było zagrożeniem nie tylko dla kariery i normalnej pracy. Mogli go po prostu odizolować, zamknąć. Więc jest to pierwsza zasługa śp. Marka, że głośno powiedział o problemie narkomanii w Polsce. Drugim bardzo ważnym krokiem było powołanie pierwszego ośrodka długoterminowej terapii z takim znakomitym pomysłem, że uzależnienia są skutkiem zaburzeń w systemie rodzinnym. Zaczął więc tworzyć domy, które trzeba odbudować. Otrzymywał więc gdzieś tam od władz jakiś stary budynek. Przychodzili narkomani z ulicy i zaczynali z ogromną pasją budować ten dom od nowa, pilnując swego trybu życia w oparciu na wspólnoty terapeutyczne, w których wszystko jest otwarte i gdzie nie ma miejsca na kłamstwo.

W ten sposób tysiące ludzi w Polsce przeszło leczenie. Tysiące więc ludzi zawdzięcza mu życie. I nie tylko oni, bo i rodziny wyleczonych od uzależnień.

Z tego powstała z czasem cała sieć, gdzie obok takich ośrodków powstawały poradnie, punkty zaufania czy konsultacyjne. Już od 3 - 4 lat w największych miastach Polski punkty "Monaru" działają na zasadzie umów z kasami chorych. Takich punktów konsultacyjnych jest obecnie 28, jak też 27 ośrodków terapii długoterminowej. A przy nich około 400 wykształconych, doświadczonych, oddanych sprawie osób.

Od kilku lat rozszerzamy nasze działania na programy redukcji szkód. Bo jeżeli ktoś nie jest jeszcze gotów podjęcia się leczenia, to pomagamy jemu przynajmniej zadbać o swoje zdrowie, zmienić niebezpieczny tryb życia na bezpieczniejszy. W ramach takiego programu, jako ekspert mam opiekę nad pięcioma krajami, byłymi republikami radzieckimi w Azji. Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby nasza współpraca z Litwą i tu mieszkającymi Polakami byłaby bardziej żywa.

Jak Pan ocenia rzeczywisty stan zagrożenia narkomanią?

Wielkie zagrożenie dla społeczeństwa stanowi powszechna reklama różnego rodzaju tabletek, które rzekomo są lekiem na wszystko. Jest to po prostu horror - zamiast propozycji powalczyć o własną duszę, o własny intelekt, o uporządkowanie emocji, o nawiązanie przyjaźni, więzi - proponuje się, aby człowiek po prostu kupił tabletkę albo procha na zasadzie kalki myślowej. Czyli jest jakby cywilizacja tabletkowa, środka chemicznego. Bo taka tabletka z reklamy jest syntezą syntez.

Dlatego trzeba, aby każdy rodzic, każdy nauczyciel wiedział co znaczą uzależniające środki chemiczne, co trzeba robić, jak można uzależnionym pomóc, dokąd skierować, bowiem narkomania ma jednoznaczną tendencję poszerzania swego zasięgu.

Co dalej z "Monarem" po niedawnej tragicznej śmierci Marka Kotańskiego?

Wszyscy mamy świadomość, iż nikt jego nie może zastąpić. Tym niemniej na pewno będziemy kontynuować Jego dzieło. 1 października odbędzie się walne zebranie członów Stowarzyszenia "Monar". Tam zapadną decyzje, kto ma przewodzić "Monarowi".

Dziękuję za rozmowę, licząc na Pana życzliwą współpracę i pomoc w edukacji naszej ludności na powyższy temat.

Na zdjęciach: Marek Zygadło, Dom Monaru - pałac w Pleszowie

Nasz Czas 39 (578)