Ryszard Maciejkianiec

Naczelny ma głos
Coraz więcej przedwyborczego populizmu

W magazynie "Czas", piórem Mirosława Gajewskiego, piszemy dziś o bujwidzkiej szlachcie. Powiedzenie, które się utarło i zostało odniesione do całej tam mieszkającej ludności - zobowiązuje. Inna rzecz, że dzisiejsza rzeczywistość, której przewodzi tamtejszy starosta - władza, jest akurat zaprzeczeniem pojęcia "szlachetny" ze szkodą dla nas wszystkich, pochodzących stamtąd i dla imienia tej naszej niepowtarzalnej małej ojczyzny. I im dłużej to będzie trwało - tym gorzej, bo ciągle będzie malała szansa powrotu do normalności.

Zresztą już w następnym tygodniu ukaże się pierwsza książka Mirosława Gajewskiego, której znaczna część będzie również poświęcona Bujwidzom. Mają więc Bujwidze w porównaniu z innymi miejscowościami Ziemi Wileńskiej wcale dobrze udokumentowaną historię, spisaną przez hr. Konstantego Tyszkiewicza (Wilia i jej brzegi), Tadeusza Konwickiego (Bohiń), Henryka Poszewieckiego przy współpracy z Leonem Kowszewiczem (Wspomnienia znad Wilii. Bujwidze), Barbary Dwilewicz (Język mieszkańców wsi Bujwidze). Nie licząc oczywiście wielu innych opracowań, w których są wzmiankowane Bujwidze.

Po raz kolejny zachęcamy więc naszych Czytelników do spisywania historii swoich miejscowości, wiosek, poszczególnych rodzin czy osób i opublikowania ich na łamach "NCz" czy innych wydań, pamiętając, że czas jest ulotny, a pamięć ludzka jest zawodna, i że nie spisane świadectwa prawdy znikają bezpowrotnie z odejściem z tego świata ich nosicieli.

Niech więc jednym z wzorów będzie opublikowane dziś w "Czasie" opracowanie Władysława Korowajczyka, pt. "Prywatna Szkoła Powszechna "Promień" w Wilnie", urodzonego wilnianina, obecnie mieszkającego w Łodzi. Jesteśmy bowiem zdania, że szczególnie ważne dla Polaków wileńskich jest udokumentowanie okresu historii do masowej ewakuacji ludności polskiej do PRL czy wywózek na Wschód z tym, aby kolejne pokolenia ludności polskiej znając historię, mogły się czuć na Ziemi Wileńskiej odpowiedzialnymi obywatelami, współgospodarzami i spadkobiercami wielopokoleniowego trudu, a nie rzekomo żyjącymi z łaski na czyimś łaskawym chlebie.

Oczywiście, aby się dobrze czuć i godnie żyć na Ziemi Wileńskiej znajomość historii jest ważnym, ale nie jedynym warunkiem. W życiu i działaniach nasza społeczność powinna podejmować się realnych i konkretnych zadań, w żadnym wypadku nie szafować na próżno siłą i energią, nie prowadzić populistycznych akcji, które wobec zbliżających się wyborów coraz bardziej się nasilają. Jedną z takich akcji będzie zbieranie podpisów za poprawką do projektu Ustawy o oświacie, która, jak wiadomo z góry, nie przyniesie pożądanych rozwiązań. Zastanawia tylko - dlaczego posłowie AWPL, otrzymujący przecież cztery tys. litów miesięcznie wynagrodzenia, nie zdołali dotychczas sami przygotować i złożyć własnego klarownego, zgodnego z międzynarodowymi normami prawa i międzypaństwowym Traktatem projektu w powyższym temacie, zamiast kazuistyczne oficjalne projekty uzupełniać podobnymi poprawkami, w wyniku czego już nikt potem tak naprawdę nie rozumie o co tu chodzi i każdy po swojemu interpretuje normę prawa.

Zresztą nie inaczej jak populizmem trzeba też nazwać prowadzoną przez AWPL akcję "w obronie" księdza z Ławaryszek, doskonale wiedząc, że prawo na przemieszczanie księży z parafii do parafii należy wyłącznie do episkopatu. Odrywanie ludzi od pracy, wydawanie znaczących sum na ich zwożenie do Wilna przed episkopat tylko po to, aby poseł Tomaszewski wobec zebranych jako "bohater" mógł wręczyć petycję - budzi co najmniej niesmak.

Podobnie jest zresztą z dyskusją o języku lokalnym, który już dawno powinien w pewnym zakresie realnie funkcjonować na Ziemi Wileńskiej, gdzie w historycznie zwartym skupisku mieszka ludność polska. Zapytajmy więc Januđauskienë i Tomaszewskiego, którzy w samorządzie rejonu wileńskiego działają od roku 1992, czyli od dziesięciu lat - co zrobili w tym kierunku? Dlaczego chociażby w szpitalach, przychodniach, miejscach stanowiących zagrożenie dla życia i zdrowia obywateli nie ma obok informacji w języku litewskim również takowej w języku polskim, zgodnie z Ustawą o mniejszościach narodowych z roku 1991?

Zresztą mówiąc o potrzebie używania języka polskiego jako lokalnego nie tylko wobec zbliżających się wyborów - trzeba się jego po prostu uczyć, bo znajomość języka ojczystego jest również dowodem poziomu kultury człowieka. Natomiast jeżeli pani mer każde publiczne wystąpienie niezmiennie w ciągu dziesięciu lat, jak zresztą i w minioną sobotę w Pikieliszkach, zaczyna od słów "Szanowne gości", nie rozróżniając form męsko - osobowych i żeńsko - rzeczowych, czy znaczenia słów "pożyczyć" i "życzyć" - to nie bardzo wiadomo o jaki tu język lokalny chodzi. Chyba że tutejszy? A to już temat raczej dla Wincuka i Franukowej.

Nasz Czas 39 (578)