Andrew Targowski

9/11 w rok potem

W rok po tragedii Nowego Yorku Ameryka przygotowuje się do wojny z Irakiem. Kraj ten stanowi największe zagrożenie dla Ameryki, bowiem jest producentem broni chemicznej i biologicznej a być może i atomowej. Wiele mówi się o broni atomowej, ale państwo to nie ma rakiet dalekiego zasięgu, aby mogły one dosięgnąć terytorium Stanów Zjednoczonych. Chyba, że jako "bomba walizkowa" zostanie przywieziona w jednym z tysięcy niekontrolowanych kontenerów i podłożona w jednym z amerykańskich miast. Najbardziej groźna jest bomba biologiczna, która umieszczona w butelce może zniszczyć duży obszar cywilizacji.

Saddam Hussein jest dyktatorem nieobliczalnym, który może zaatakować bronią biologiczną Stany Zjednoczone w każdej chwili i to w mistrzowski sposób, tak, że będzie trudno mu ten akt udowodnić. Stąd Ameryka nie może czekać na ten moment tylko musi zniszczyć produkcję tej broni w samym zarodku. Żeby to zrobić musi wypowiedzieć wojnę Irakowi. Okazuje się, że będzie łatwiej wygrać wojnę niż ją wypowiedzieć. Dziś nikt nie chce nowej wojny, a kraje takie jak Francja, Rosja i Chiny, stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ, chcą niezbitych dowodów istnienia broni masowej zagłady w Iraku. Ich przedstawienie nie jest łatwe, bowiem urządzenia do produkcji broni biologicznej są niewielkie i dobrze ukryte przed fotografowaniem z satelitów.

W dniu 12 września 2002r. prezydent Georgie W. Bush wygłosił znamienne przemówienie w ONZ, w którym dał do zrozumienia, że nie chce iść w pojedynkę do wojny i że daje szansę tej organizacji na postawienie twardych warunków Irakowi. Prezydent zaliczył do nich wykonanie 16 uprzednich rezolucji oraz rozbrojenie się z owych broni w określonym czasie. Bush powiedział, że ONZ jest organizacją urodzoną do wykonania tego typu zadania, ale jak dotąd nie spełnia pokładanych nadziei, i że gdy nie spełni ich teraz, USA zapewni sobie bezpieczeństwo własnymi siłami. Jest to odwleczona decyzja wypowiedzenia wojny i kupiony czas na zmontowanie koalicji.

Kluczowym dla sprawy jest poparcie Rosji, która obecnie pragnie swą ropą naftową zastąpić dostawy z Bliskiego Wschodu. Wystarczy, że Rosja nie potępi wojny tylko wstrzyma się od wzięcia w niej udziału. Za nią pójdą Chiny, a prawdopodobnie Francja poprze Amerykę, bowiem nie będzie chciała pozostawać w izolacji, zwłaszcza w sytuacji kiedy Bush zrobił ukłon w stronę ONZ. W. Brytania jest gotowa wziąć udział w wojnie, podobnie jak i Polska, której komandosi z "Gromu" ćwiczą już na lotniskowcu Georgie Washington w Zatoce Perskiej.

Drugą stawką wojny z Irakiem, o której najmniej mówi się, jest ewentualna zmiana architektury politycznej arabskiego świata i pośredni wpływ na wojnę z terroryzmem. Antyamerykańskie nastroje w tym świecie mają swe źródła w proizraelskiej polityce St. Zjednoczonych oraz w szkoleniu młodzieży przez fundamentalistów, finansowanych przez skorumpowane reżimy. Obecnie, żaden z tych reżimów nie wypowie się przeciwko Irakowi, ale kiedy ten rozpadnie się na 2 lub 3 kraje o tendencjach demokratycznych, wtedy będzie to miało wielki wpływ na sąsiadujące kraje, zwłaszcza na Arabię Saudyjską i Iran.

W tym planie najsłabszym punktem jest bezkrytyczne poparcie Ameryki dla Izraela, w którego interesie jest zmiana reżimu i ewentualny rozpad Iraku.

Ameryka nie chce być samotna w walce z terroryzmem, ale gdy nie znajdzie sojuszników, gotowa jest tę walkę sama przeprowadzić. Praktyka wskazuje, że korzystne układy polityczne towarzyszą najsilniejszym, choć nikt najsilniejszych państw nie lubi, zwłaszcza Ameryki, której inni wszystkiego zazdroszczą, mimo że jest ona przykładem najsprawniejszej demokracji i gospodarki. Amerykańska karawana idzie dalej........

Nasz Czas 37 (576)