Ryszard Maciejkianiec

Pierwsze kroki i rzeczywiste
oblicze M. Mackiewicza

Redaktorowi "Magazynu Wileńskiego" M. Mackiewiczowi

W związku z ukazaniem się w numerze 8 "Magazynu Wileńskiego" publikacji pt. "Na tropach prowokacji czyli jak Ryszard Maciejkianiec walczy ze Związkiem Polaków na Litwie", która zawiera pomówienia i jest niezgodna z prawdą, proszę o opublikowanie poniższego artykułu jako sprostowania.

W numerze 8 "Magazynu Wileńskiego" za rok bieżący ukazała się publikacja autorstwa Michała Mackiewicza pt. "Na tropach prowokacji czyli jak Ryszard Maciejkianiec walczy ze Związkiem Polaków na Litwie", która zawiera oszczerstwa, tym samym przedstawiając w niekorzystnym świetle praktycznie całą dotychczasową działalność Związku, zniechęcając każdego do jakiegokolwiek społecznego bezinteresownego wysiłku dla wspólnego dobra. "Prawdy i fakty" Mackiewicza niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, natomiast w chorobliwej ich interpretacji i ocenie oraz wyrafinowanej manipulacji nabierają wręcz złowieszczego charakteru, a rozliczone na ludzi źle zorientowanych, ulegających psychozie plotek i pomówień - mogą robić wrażenie.

Zresztą należy oddać należne autorowi, że wieloletnia działalność w "Czerwonym Sztandarze" i w roli pierwszego zastępcy redaktora "Sowieckoj Litwy", podbudowana jako jedynego Polaka z Litwy nauką w Moskiewskiej Akademii Nauk Politycznych nie poszła w las - równych jemu, wywodzących się z tegoż środowiska manipulatorów, jest niewielu w polskim społeczeństwie.

Tym niemniej można by było pominąć milczeniem i powyższą, jak wiele dotychczasowych podobnych publikacji, w odpowiedzi, jak należy rozumieć za niesienie przez nas dobra dla tegoż Mackiewicza poprzez przekazanie ze Związku sprzętu komputerowego, zdobywanie środków, transportu, dowożenie i rozpowszechnianie "MW" - tylko, że tu już została przekroczona granica wszelkiej możliwej przyzwoitości ludzkiej, mając też na uwadze, że niepowstrzymana podłość i oszczerstwa będą się rozpowszechniały dopóty, aż nie będzie powiedziane stop. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż przemawia chociaż malowany, ale dla nierozeznanych - "lider". Jak powiedział trafnie jeden z wilnian, będący świadkiem biegu wydarzeń ostatniego dziesięciolecia w naszym środowisku - jest to po prostu wyjątkowo plugawe.

Dopuszczam też, że jak dotychczas nie biorący widocznego udziału w działalności społecznej i trzymany widocznie w rezerwie M. Mackiewicz mógł również nie wiedzieć pewnych szczegółów. Dlatego twierdzenie o tym, że jakoby zjawiłem się na zebranie założycielskie w roku 1989 nie jest prawdą, bo Stowarzyszenie już działało od maja 1988 roku. Wtedy, 5 maja 1988 roku zjawiłem się nie tylko ja, ale również bardzo wielu innych ludzi, bo było ogłoszenie w tymże "Czerwonym Sztandarze", gdzie M. Mackiewicz pracował, plus telefoniczne zaproszenie ze strony J. Sienkiewicza.

Mówiąc o mojej działalności w Związku warto przypomnieć, że funkcje sekretarza Zarządu Głównego pełniłem niedługo, bo po powołaniu Związku w kwietniu 1989 roku już w lutym 1990 roku zostałem deputowanym do Rady Najwyższej RL, gdzie będąc prezesem Polskiej Frakcji fizycznie nie mogłem, nawet gdybym tego chciał, "trzymać kasy", dobierać ludzi do pracy w Związku, a tym bardziej kogokolwiek niszczyć. Sprawy finansowe i kadrowe miał w swojej wyłącznej gestii prezes J. Sienkiewicz, czego nikt nigdy nie kwestionował, uznając, że prawa i odpowiedzialność winny iść w parze. O ile pamiętam skarbnikiem Stowarzyszenia, a potem Związku był pracujący w tymże "Czerwonym Sztandarze", razem z M. Mackiewiczem i J. Sienkiewiczem, H. Mażul.

Nie wchodząc w szczegóły zakłamania, chcę jedynie odnotować, że redaktorem "Naszej Gazety" w styczniu 1997 roku stałem się zgodnie z decyzją Zarządu Głównego, i że właśnie w czasie mego prezesowania oddziały zaczęły uzyskiwać samodzielność prawną, zakładać własne konta, nabierać cech jak najdalej posuniętej niezależności, a ich przedsięwzięcia, nie opanowane obecną awepelowską urzędniczą opieką i rutyną, nosiły nieskrępowany autentyczny charakter. Za lata prezesowania od roku 1994 udało się dotrzeć praktycznie niemal do wszystkich większych czy mniejszych grup ludności polskiej na Litwie, zakładając koła lub oddziały ZPL. Dlatego tylko naiwny może uwierzyć, że w tak rozległym terenie w stosunku do społecznych działaczy, a tym bardziej urzędników samorządowych, bez jakiejkolwiek realnej władzy można było wprowadzić system nakazowy czy dyktat. Tym bardziej, że ci, rzekomo prześladowani, dzięki naszej bezpośredniej pomocy i promocji piastują dziś wysoko opłacalne i wpływowe stanowiska.

Za okres mojej dotychczasowej działalności nie było też przypadku wystawiania kogokolwiek za drzwi, a tym bardziej dziennikarzy, jak to twierdzi Mackiewicz. Inna rzecz, że w praktyce wpływowych organizacji polonijnych świata przeprowadzanie zamkniętych posiedzeń jest zjawiskiem normalnym, szczególnie wtedy, kiedy chodzi o tematy sporne, dyskusje nad którymi mogą być nieżyczliwie interpretowane zgodnie ze stereotypem, iż "Polacy się kłócą".

Odnośnie zaś inicjatywy i budowy Domu Polskiego w Wilnie - ten kto był z nami w te długie pracowite dni i lata wie, jak to się zaczęło i ile kosztowało zachodów i wysiłku, czego obecnie nikt inny bez etatów i środków na pewno się nie podejmie. Tym bardziej, że ten najwznioślejszy zryw naszego społeczeństwa, dający pierwszy początek społecznej ofiarności, został świadomie dziś ośmieszony i splugawiony. W odróżnieniu od autora opublikowanych w "MW" chorobliwych wynaturzeń, bardzo źle dziś współrządzącego Domem Kultury Polskiej, nigdy, mimo trudu budowy, nie zamierzałem im kierować, uznając, iż są osoby bardziej ku temu przygotowane. O tym wiedzieli wszyscy, którzy życzliwie pomagali w tej wielkiej sprawie. Moim jedynym marzeniem było, aby stał się on godnym Polaków wileńskich ośrodkiem dowartościowywania naszego środowiska, a szczególnie młodzieży. Niestety, zawłaszczony, nie uporządkowany prawnie z winy warszawskiej "Wspólnoty" i przy decydującym udziale mackiewiczów, balcewiczów, tomaszewskich i im podobnych nie buduje, nie jednoczy nasze społeczeństwo, a stacza się do poziomu szeregowego wiejskiego domu kultury i tych, co myślą i działają zgodnie z publikacjami w "Magazynie Wileńskim" i "Przyjaźni - Draugyste". I za to trzeba wobec polskiego społeczeństwa ponosić odpowiedzialność i konsekwencje.

Opracowany zaś program zagospodarowania i przyszłej działalności Domu Polskiego nigdy, wbrew twierdzeniom autora, nie był rozsyłany do organizacji polonijnych na świecie, nikt też nie zabiegał przed nimi o jego poparcie.

Wiadomo, że budując i zagospodarowując cztery Domy Polskie, rozwijając tygodnik, porządkując siedzibę Związku, aby Polacy wileńscy mogli się godniej reprezentować - potrzebne były środki, inwentarz, za które trzeba było zawsze dokumentalnie i skrupulatnie się rozliczać. Mając powyższe na uwadze, po wybraniu na stanowisko prezesa, zacząłem działalność właśnie od przyjęcia do pracy księgowej i uporządkowania ewidencji środków i mienia, remontów pomieszczenia, spalonego autokaru, zniszczonego i unieruchomionego samochodu itp., nigdy się tym nie afiszując. Dlatego dziś, wobec głodnego, bezrobotnego, głumionego polskiego społeczeństwa dowolne rzucanie sum, rzekomo jakoby rozkradzionych, jest przejawem wyjątkowej nieporządności i perfidii oraz dowodem braku szacunku wobec tegoż społeczeństwa.

Mając na uwadze stan naszego społeczeństwa, szczególnie skrupulatnie były ewidencjonowane środki zbierane na budowę Domu Polskiego w Wilnie i nigdy nie były wykorzystane na nasze wynagrodzenia , a tym bardziej przepijane, jak twierdzi autor. Zresztą ubiegłoroczny sprawdzian, przeprowadzony przez Ministerstwo Finansów, w związku z donosem, całkowicie to potwierdził. Tym bardziej, że zbiórkę środków prowadziła specjalnie do tego powołana i zatwierdzona przez Zarząd Główny osoba. Za takież oszczerstwo należy uznać twierdzenie, że jakoby otrzymałem znaczne sumy na wydawanie magazynów medycznego czy rolniczego, czy też remont domu w Podbrodziu i wiele innych, w tym również twierdzenie o prowadzonej akcji zbierania pieniędzy dla głodujących dzieci na Wschodzie w TV Polonia. Największa z nazwanych sum - 121 550 zł, otrzymana rzekomo w sierpniu 2000 roku na remont domu w Druskienikach jest najbardziej oczywistym dowodem zakłamania, ponieważ od maja 2000 roku inicjatorka rozbicia Związku - warszawska "Wspólnota", żadnych kontaktów z nami nie utrzymywała i żadnych środków nie przekazywała. Mimo nielegalności wyboru "Wspólnota" kolejno promowała i przekazywała środki Sienkiewiczowi, Balcewiczowi, a obecnie Mackiewiczowi.

Wszystkie te "fakty i prawdy" zostały opublikowane w "MW" (właściciel M. Mackiewicz) i przedrukowane w "Draugyste - Przyjaźni" (właściciele W. Tomaszewski i M. Mackiewicz ) tuż po założeniu nowego politycznego ugrupowania Polaków na Litwie - Polskiej Partii Ludowej, która zapoczątkowała trudny ruch odnowy. Inspiratorzy i autor publikacji, o której jest mowa, winni zrozumieć, że czas AWPLu już bezpowrotnie minął i że rozpowszechnianie pomówień, oszczerstw i plotek tylko niepotrzebnie i ze szkodą dla społeczeństwa przedłuża agonię tej organizacji politycznej. Poprzez zgodę na ciche przeniesienie tylko do rejonu wileńskiego 23 tys. ha ziemi, poprzez świadome zmarnowanie wielu inicjatyw gospodarczych, oświatowych i kulturalnych, poprzez korupcję, nadużycia i demoralizację, poprzez wydawanie setek tysięcy litów na pisma, które nie budują naszego społeczeństwa - utraciliście panowie prawo do reprezentowania ludności polskiej i winniście ponieść nie tylko polityczną odpowiedzialność. Inna rzecz, jak długo jeszcze uda się oszukiwać ludność powyższą metodą oraz nieszczerymi hasłami bez pokrycia - pokaże przyszłość.

Nasz Czas 37 (576)