Weronika Wojciuk

Wierzę w przyszłość Wileńszczyzny

Powiat wileński pod względem przywracania prawa własności do ziemi, pozostaje w tyle za innymi regionami. Reformę rolną przeprowadzono tu w około 60 proc., podczas gdy w innych powiatach w 80-90 proc. przywrócono prawo własności do ziemi.

W powiecie wileńskim w 2000 roku podjęto 5542 decyzje w sprawie restytuowania prawa własności do ziemi, w 2001 r. - 9189, w pierwszym półroczu br. - 5107. Uważa się, że dla zakończenia reformy rolnej potrzeba dodatkowo 22 mln litów.

O zwrocie ziemi, dokonanej pracy w powiecie, problemach i perspektywach regionu rozmawiam z naczelnikiem powiatu wileńskiego Gediminasem Paviržisem.

- W lipcu minął rok, odkąd objął pan kierownictwo administracją powiatu wileńskiego. W jakim stanie była gospodarka i z jakimi trudnościami zetknął się pan przede wszystkim?

- Przystępując do pełnienia obowiązków, nie znałem koniunktury, nie było dokumentów, rzucających światło na podejmowanie tych lub innych uchwał, dlatego, aby jakoś zorientować się w tych wszystkich zagmatwanych sprawach, postanowiłem rozpocząć od audytu za okres kilku ostatnich lat. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobił mój poprzednik. Po przeprowadzeniu audytu znalazłem wiele naruszeń ustaw. Dotyczyły one głównie spraw przywracania prawa własności do ziemi. Do sprawdzania została zaangażowana policja ekonomiczna, SBS, instytucje prawne. Po audycie zaczęliśmy przeglądać inne dokumenty katastrowe. Wnioski były niezbyt pocieszające, było trudno, ale mimo wszystko, sytuacji nie mógł poprawić nikt, prócz nas. Najpierw zacząłem zabiegać, aby każdy pracownik administracji, prócz posiadania kompetencji, ponosił osobistą odpowiedzialność za swą pracę. Nieuczciwość jest u nas niedopuszczalna i surowo karana. Co roku przeprowadza się weryfikację pracowników, co też przyczynia się do osiągania dobrych wyników. A problemy? One były, są i będą. Obecnie największym naszym problemem są płonące torfowiska. Nie mogę pojąć, dlaczego ludzie są tacy obojętni względem swej ziemi, tak bezmyślnie rzucają zapałki i niedopałki na wypaloną przez posuchę trawę. Dlaczego uważają, że gaszenie pożarów jest wyłącznie sprawą strażaków i władz.

- Ustawa o ziemi była nowelizowana 14 razy i miała dwie redakcje. Kiedy wreszcie zostanie postawiona kropka na "i"?

- To dobrze, że ustawa się zmienia. Wszak życie też się zmienia i wnosi własne poprawki. Przyjmowanie dokumentów w sprawie zwrotu ziemi zakończyło się 31 grudnia roku ubiegłego. Myślę, że skoro człowiek nie złożył podania w ciągu 10 lat, więc ziemia nie jest mu potrzebna. Uważam, że do roku 2005 problem zwrotu ziemi na Wileńszczyźnie zostanie rozwiązany.

- Pierwszy i najważniejszy etap reformy rolnej powinien zakończyć się w roku przyszłym, lecz powiat wileński raczej nie zdąży do wyznaczonego terminu. Dlaczego?

- Przyczyn jest wiele, zarówno obiektywnych, jak i subiektywnych. Do nich należą niedoskonałość biurowości, podrabianie dokumentów, brak niezbędnych papierów w archiwach, nieuczciwość mierniczych, nie do końca przemyślana, przyjęta na początku reformy ustawa o 2-3 ha ziemi do gospodarskiego użytkowania. Ale, obecnie podjęto wiele różnych środków, opracowano program i, powtarzam, do roku 2005 zakończymy reformę.

- Sąd uznał 50 proc. decyzji w sprawie zwrotu ziemi za niezgodne z prawem i anulował je. Czy można wstrzymać decyzję, skoro już dano bieg sprawie i przebyła ona kilka instancji?

- Jeśli dokumenty znajdują się jeszcze w naszym gmachu, to możemy odwołać decyzję. Ale trudno jest to uczynić, gdy dano bieg sprawie. W miarę możliwości, staramy się nie doprowadzać sprawy do sądu, chociaż wszystkie sporne kwestie rozstrzyga właśnie sąd. Błędy techniczne były zawsze i trzeba je poprawiać, jeśli zaś chodzi o ludzi, to każdy powinien uczciwie pracować i odpowiadać za swe postępowanie.

- Jak pan uważa, czy trzeba sprzedawać ziemię obcokrajowcom?

- Naturalnie, że nie dostrzegam w tym nic złego, ale sprzedawać będzie można dopiero po zakończeniu reformy rolnej, przy tym z rozsądkiem. Należy tu opracować dokładny mechanizm zabezpieczeń. Przede wszystkim, ziemia, którą nabył cudzoziemiec, powinna pracować, nie zaś być porośnięta chwastami. Po drugie, obcokrajowiec powinien stale mieszkać na Litwie. Ustawa ta na razie nie została doprowadzona do końca, wielu ludzi sprzeciwia się temu, obawia się i jest to zrozumiałe. Ceny ziemi są niskie i sprzedawać ją po prostu się nie opłaca.

- W czasie rozmowy z panem należy poruszyć taki ważny problem, jak skup mleka. Nigdy w życiu Litwin za litr mleka przedniego gatunku nie otrzymywał 36 centów. Gdzie tkwi przyczyna takiej niesprawiedliwości i jak to zwalczać?

- Pytanie to zadają mi też dziennikarze zagraniczni. Chociaż teraz rolnictwo nie należy do kompetencji administracji powiatu, jednak jako naczelnik powinienem na nie odpowiedzieć.

Mówiąc szczerze, nie rozumiem, dlaczego producentom za litr mleka skupujący płacą tylko 36 centów. Państwo przydzieliło pieniądze na mleko, ale do mieszkańców one nie dotarły. Możliwie osiadły u przetwórców lub handlowców, wnioskując z tego, ile w sklepach płacimy za litr. Zapewne jeszcze nie uregulowano do końca mechanizmu skupu i sprzedaży. Ale, jak myślę, również ta sprawa z biegiem czasu zostanie rozstrzygnięta na korzyść producentów.

- Porozmawiajmy teraz o rozwoju Wileńszczyzny. Jakie są rezerwy, czy zostaną stworzone nowe miejsca pracy, co czeka naszych farmerów , gdy Litwa wstąpi do UE?

- Naszą podstawową pracą w administracji jest opracowywanie polityki regionalnej. Dążymy do tego, aby każdy samorząd, nie tylko stołeczny, miał jednakowe możliwości rozwoju i pracy. Gdy finansowanie rozdzielane jest równomiernie, to można spodziewać się też pozytywnych wyników. Niestety, tak nie jest. Rada, do której należą wszyscy merowie kraju, nie odgrywa decydującej roli, a nasze opinie i propozycje mają wyłącznie charakter rekomendacyjny. Problemów mamy dużo. To odpady, czystość wody pitnej, tanie mieszkania, stworzenie nowych miejsc pracy. Wiele nadziei pokładamy na tworzenie i rozwijanie agroturystyki w powiecie. Wszak nasze ziemie nie są urodzajne, dlatego musimy rozwijać się w innej dziedzinie. Opracowano kilka projektów wspólnie z cudzoziemcami. Na przykład, ze Szwedami utworzono projekt schematu transportowego z serwisem. W Szyrwintach planujemy dalsze rozwijanie sportu konnego, w Święcianach natomiast zamierzamy zbudować oczyszczalnię ścieków. Podpisaliśmy kilka protokołów również z naszymi wschodnimi sąsiadami - obwodami smoleńskim, grodzieńskim i mińskim.

Myślę, że po wstąpieniu Litwy do UE nasza sytuacja powinna się poprawić. Przykładem dla mnie jest Irlandia. Bywałem tam i na ich doświadczeniu przekonałem się, jak podniosła się ekonomika tego niewielkiego państwa. Teraz nie ma tam bezrobocia, nawet odwrotnie, zapraszają cudzoziemców. Biznesmeni pochodzenia irlandzkiego, którzy niegdyś opuścili kraj wracają do ojczyzny i inwestują kapitał do jej ekonomiki. Jeśli chodzi o litewskich farmerów, to, oczywiście, trudno im będzie konkurować z zagranicznymi kolegami. Chociaż nasza produkcja pod względem jakości nie jest gorsza, jednak mamy wiele pozycji, które, jak na razie, nie odpowiadają wymaganiom standardów europejskich. Prócz tego, jak wiemy, państwo mocno subsydiuje tam swych farmerów. U nas natomiast, niestety, na razie nie ma takiej możliwości. Ale to również zjawisko tymczasowe. Za kilka lat ta sprawa zostanie rozstrzygnięta i wszyscy staniemy na swym miejscu. Trzeba poczekać, mniej wiecować, a więcej pracować. Niech każdy rozpocznie przede wszystkim od siebie, a wtedy będzie lepiej nie tylko samemu, ale też nam wszystkim, a więc też naszemu krajowi i państwu w ogóle. Z natury jestem optymistą i wierzę w przyszłość Litwy i Wileńszczyzny.

- Dziękuję za rozmowę.

Nasz Czas 36 (575)