Honorata Szocik

Zdanie doświadczonego rolnika
Rozmowa z Juliusem Lankauskasem,
rolnikiem z rejonu wileńskiego

Proszę opowiedzieć jak pan rozpoczął pracę w swoim gospodarstwie?

12 lat temu otrzymałem 15 ha ziemi, chociaż miałem moralne prawo otrzymać 26 ha, tyle bowiem posiadali moi rodzice. Najpierw miałem tylko jednego pomocnika. Stopniowo liczba pracowników się zwiększała. W tej chwili jest tak: posiadam 250 ha ziemi, mojej własnej 65 ha, resztę wynajmuję od ludzi.

Powiedzmy, że 10 lat temu ważną rzeczą było wejść rynek i być jego aktywnym uczestnikiem, dlatego wówczas uprawiałem około 20 kultur, ponieważ do sklepów zamawiano dużo różnego rodzaju produkcji i wybierano takiego rolnika, który mógł zaproponować jak najwięcej, aby nie trzeba było szukać pojedynczych dostawców lub kupować produkcję importowaną. Łatwo udało mi się wejść na rynek wileński. Te 5-6 lat powiedziałbym były bardzo udane. Za ten czas udało się nabyć technikę, odpowiednie budynki, stworzyć gospodarstwo. Były stawiane też inne warunki, przede wszystkim to jakość produktu. Produkt niejakościowy, który się psuł zwracano lub wymieniano. Ten warunek jednak zawsze spełniałem i byłem odpowiednim partnerem. Jakość produkcji była zawsze ważna, natomiast obecnie zmienia się sposób jak dany towar podać klientowi. 7-8 lat temu do sklepu przywożono produkcję w dużych opakowaniach, natomiast teraz wymagania się zmieniły, na przykład ziemniaki i inne warzywa trzeba rozłożyć do jedno- , dwu-, trzy - kilogramowych opakowań. Potrzebny dodatkowy nakład pracy.

Następnie powstały takie sieci sklepów jak "Vilniaus Prekyba", "T Market", "Iki", "Rimi" inne. Wszystko stało się bardziej zcentralizowane. Musiałem na te zmiany odpowiednio reagować. Przed 5 laty w okresie zbiorów zatrudniałem ok. 100 osób, było jednak dość trudno kontrolować sytuację. Wszystko wskazywało na to, że trzeba zmienić charakter pracy, tzn. zmniejszać różnorodność uprawianych kultur, bardziej się specjalizować.

Trzy ostatnie lata, z punktu widzenia ekonomicznego, były bardzo trudne. Pracować trzeba było tak samo, a zysk znacznie się zmniejszył. Konkurencję też zaczęli stanowić drobni rolnicy, którzy najczęściej potrafią wyhodować warzywa, ale nie potrafią sprzedać. Tu pojawiają się przekupnie, którzy bardzo tanio skupują produkty.

Zdaniem Pana ile jest na Litwie gospodarstw rolnych?

Jeżeli mówić o rolnikach uprawiających ziemniaki i inne warzywa, to jest ich ok. 10. Są to gospodarstwa mniej więcej takie jak moje, mam na myśli ich wielkość. Myślę, że dla Litwy w ogóle wystarczyłoby 40 - 50 gospodarstw, jeżeli oczywiście nie byłoby importu.

Jak pan ocenia sytuację, panującą w gospodarce Litwy?

Powiedziałbym chaotyczna.

Jakie są przyczyny, problemy?

Problem jest jeden: władza nie robi tego co robić powinna. W takich krajach jak Holandia, handlowiec u rolnika kupuje 1 kg ziemniaków za 0,50 ct i tylko o 20% drożej może je sprzedać, u nas zaś ten proces nie jest regulowany, każdy ustala swoją cenę. Na produkcji litewskiej państwo zarabia dużo, kupując importowaną często się przegrywa, jednak sprawy importu są nadal aktualne.

Co jest potrzebne, by stworzyć gospodarstwo?

To jest bardzo proste: potrzebne są wiadomości z dziedziny rolnictwa czy hodowli bydła, zależy jakie gospodarstwo chcemy mieć, znać się na technice i ekonomice, no i trzeba pracować. Ale, człowiek może znać się na tym wszystkim, może ciężko pracować, jednak potrzebny jest jeszcze kapitał.

Są różne projekty, takie jak na przykład SAPARD, jednak jest to projekt dla ludzi bogatych, a nie dla biednych. Tu trzeba odpowiednio wejść w sprawy finansowe. Mam już za plecami 40 lat pracy w gospodarstwie rolnym, z nich 28 w systemie radzieckim i 12 indywidualnie i to już nie dla mnie, przyczyną jest wiek.

Wracając do swego gospodarstwa, planuję go jeszcze bardziej reorganizować, zmniejszyć różnorodność uprawianych kultur. Od przyszłego roku będę uprawiał tylko ziemniaki, cebulę czyli takie kultury, które można hodować za pomocą techniki. Zmniejszy się oczywiście liczba miejsc pracy. W tym roku pracuje 50 osób, w przyszłym będzie jeszcze o połowę mniej. I tu powstaje pytanie: kto wygrywa, a kto przegrywa? Przegrywa państwo, ponieważ trzyma gospodarkę w dużym napięciu.

Jak można byłoby polepszyć tę sytuację gospodarki rolnej w kraju?

Wszystko w kraju można polepszyć, nie tylko gospodarkę rolną, ale to się stanie tylko wtedy, gdy do władzy przyjdą ludzie sprawiedliwi, kiedy przestaną kraść.

Najgorsze jest, gdy ludzie stojący u władzy są zepsuci, bo kiedy ludzie zwykli są zepsuci to jeszcze pół biedy. Wszystko przecież idzie z góry, całe zło też.

W czasach radzieckich przecież tak się nie działo. Władza, można powiedzieć, na siłę troszczyła się o człowieka ze wsi, były wymagania, była praca.

Teraz każdy myśli przede wszystkim o sobie, ja żyję w dostatku, a jak inni nie ważne. To jest po prostu absurdalna, obłudna miłość do ojczyzny, to jest miłość do swego żołądka, chciwości.

Jakie ma Pan plany, powiedzmy, na 5 przyszłych lat?

Na najbliższe 5 lat, bo na więcej chyba planować nie mogę, chyba, że zmuszą okoliczności, planuję uprawiać nie więcej niż 100 ha roli. Być może przestawię się na agroturystykę, gdzie wszystko jest nieco prostsze, no i praca, praca.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Czas 36 (575)