Ryszard Maciejkianiec

Powroty w tęsknocie za ziemią rodzinną

Jest Pan znany naszym Czytelnikom z ciekawych i wyjątkowo rzetelnie przygotowanych publikacji pt. "Wincuki, Szmule, Antony, Hassany...i insze wilniuki: wileńska mozaika narodowościowa w okresie międzywojennym" ("NG" nr 486) oraz "Dziedzictwo Jagiellońskie w koncepcji środowiska Klubu Włóczęgów Seniorów w Wilnie w latach trzydziestych XX w." ("NCz" nr 539/540) . Korzystając z Pana wizyty w redakcji proszę o kilka słów o sobie.

Jestem rodowitym "wilniukiem". Moje rodzinne korzenie (rody : Kakareko, Żur, Siluk, Baniel, Mackiewicz, Bogdziewicz, Jaworowicz) wywodzą się z okolic Dziewieniszek (dawne zaścianki: Probościszki, Jurgielany, Siluki, Mieżany, Powidańce, Podworańce, Dobromyśl). Moi rodzice, którzy pochodzili z Probościszek, uważani przez władze sowieckie za "wrogów ludu" (tatuś był więźniem łagrów na Uralu), opuścili Ziemię Wileńską latem 1958 r. - w ostatniej turze repatriacyjnej. Zamieszkali w Gdańsku, gdzie już wcześniej (via Syberia) osiedlił się wuj mojej mamy oraz kilkoro kuzynostwa z obojga stron. W Wilnie i na Wileńszczyźnie zostawili swoich rodziców i rodzeństwo. Tak więc (razem z młodszym rodzeństwem - siostra i brat) w wieku siedmiu lat związałem się z Gdańskiem, z czego jestem bardzo dumny, aczkolwiek Wilno i Ziemia Wileńska są - jeśli tak można powiedzieć - miłością mego życia, również przedmiotem moich zainteresowań i badań naukowych. Jestem bowiem historykiem, zarazem również archiwistą i bibliotekarzem. Posiadam również dyplom ukończenia studiów filozoficzno-teologicznych Instytutu Wyższej Wiedzy Religijnej KUL w Lublinie, którą to wiedzę spożytkowuję na codzień w swojej działalności w różnych formach apostolstwa świeckich. Zawodowo od wielu lat pracuję jako kustosz w Oddziale Zbiorów Specjalnych Biblioteki Głównej Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie aktualnie zajmuję się szczególnie naukowym opracowywaniem starych druków, spuścizn rękopiśmiennych oraz - szeroko pojętych - dokumentów życia społecznego. W ramach zaś moich naukowych zainteresowań od pewnego czasu pracuję nad monografią, dotyczącą życia politycznego w Wilnie w okresie międzywojennym. Trochę swoich studiów wileńskich, jak Pan wspomniał, już opublikowałem w "Naszej Gazecie" oraz w "Naszym Czasie".

Co Pana sprowadza do Wilna?

Powodów jest kilka. Po pierwsze tęsknota za moim miastem i ziemią rodzinną, zwłaszcza iż w zeszłym roku nie udało mi się przyjechać. 9-go sierpnia minęła trzecia rocznica śmierci siostry mojej mamy a mojej ukochanej cioci Zosi, która spoczywa na Lipówce. W powyższym kontekście jawi się też obowiązek odwiedzenia i troski o liczne groby rodzinne, zwłaszcza na cmentarzu w Dziewieniszkach (mój starszy brat oraz ciotki, wujkowie, babcie i dziadkowie z obu stron) jak również m.in. i w Szumsku (babcia Michalina - mama mego taty, która w wieku czterech lat nauczyła mnie czytać na polskim katechizmie) w Mickunach (stryj ks. Stanisław i ciocia Paulina - rodzeństwo mego taty) i w Święcianach (ks. Tomasz Siluk - wujek mojej mamy). Ważnym dla mnie powodem jest też zaproszenie przez mego przyjaciela ks. Henryka Naumowicza (następcy po moim stryju - ś.p. ks. Stanisławie Kakareko - na probostwie) na zakończenie misji i odpust parafialny w Mickunach w święto Wniebowzięcia NMP. Z parafią mickuńską żywy kontakt utrzymuje Oddział Akcji Katolickiej mojej parafii św. Stanisława Bpa Męczennika w Gdańsku Wrzeszczu, który m.in. wyposażył w księgozbiór miejscową bibliotekę parafialną i ciągle stara się dbać o jego uzupełnianie. Mój obecny pobyt traktuję też jako moją osobistą pielgrzymkę do stolicy i ziemi Matki Miłosierdzia, zwłaszcza w kontekście tegorocznej 75-tej rocznicy koronacji Jej ostrobramskiego wizerunku.

Jakie wrażenie zrobiły na Panu obecne Dziewieniszki

Generalnie bardzo pozytywne. Nie są to oczywiście te Dziewieniszki z okresu mego dzieciństwa. Mając sześć lat chodziłem do tutejszej szkoły, gdzie ukończyłem pierwszą klasę. W miejscowym kościele (który został gruntownie wspaniale odnowiony przez aktualnego duszpasterza) nie tylko byłem chrzczony, ale również przystąpiłem do pierwszej komunii św., a nawet zdążyłem przyjąć jeszcze (przed wyjazdem) sakrament bierzmowania. Dawny budynek szkoły, stojący obecnie w otoczeniu całego kompleksu budynków szkolnych, straszy swoją ruiną i - moim zdaniem powinien być odremontowany oraz przeznaczony np. na cele muzealne. Cieszył mnie widok tłumów wiernych na Mszy św. odprawianej po polsku i dbałość wiernych Polaków o zachowanie dawnych śpiewów i obrzędów religijnych. Martwił jednak brak form duszpasterskich dla polskojęzycznych mieszkańców parafii, które by pogłębiały tradycyjną religijność i czyniły ich wiarę żywą. Widać, że miasteczko a także okoliczne wioski się rozbudowują. Nawet w moich rodzinnych Probościszkach, o których jeszcze kilka lat temu myślałem, że niebawem całkowicie przejdą do historii, zauważylem kilka i to dość (jak na tamtejsze warunki) chędogich gospodarstw. Z drugiej strony widziałem też dużo przykładów skrajnej nędzy, wynikającej z bezrobocia i alkoholizmu.

A wrażenia z innych miejsc Pana pobytu?

Miałem okazję uczestniczyć w końcówce misji parafialnych w Mickunach, pierwszych w - blisko 200-letniej - historii kościoła i parafii, zorganizowanych dzięki staraniom obecnego proboszcza ks. Henryka Naumowicza, zarazem profesora teologii w wileńskim Seminarium Duchownym. Owoce siedmioletniej działalności ks. Henryka są olbrzymie : odnowiony i rozbudowany kościół i jego otoczenie oraz dom parafialny, kilkanaście krzyży - kapliczek postawionych w wioskach parafii, duża i bogato wyposażona biblioteka parafialna, własne pisemko parafialne "Wielki Znak" - to tylko ważniejsze jego dokonania w "sferze materialnej". Największym jego osiągnięciem jest jednak stworzenie podwaliny pod prężną wspólnotę parafialną, rozwijającą się w różnorodności różnych grup i wspólnot oraz form duszpasterskich. Oczywiście w tej mierze duchowej jest jeszcze wiele do zrobienia, ale początek już jest.

Pan jest naszym wieloletnim Czytelnikiem. Za lata wydawania pisma uzbierało się sporo różnych materiałów, zdjęć. Co Pana zdaniem, wynikającym z doświadczenia pracy zawodowej, należałoby z tym zrobić, aby zachować dla innych pokoleń?

Myślę, że warto by się pokusić o stworzenie ośrodka dokumentacji historycznej (nazwa do ustalenia), poświęconej dziejom i losom Polaków Ziemi Wileńskiej. Placówką - mającą charakter naukowo-badawczy, ale szeroko dostępną dla wszystkich zainteresowanych - mogłaby się opiekować specjalnie do tego celu powołana fundacja. Ze swej strony w miarę swoich skromnych możliwości chętnie pomogę w realizacji powyższego przedsięwzięcia.

Dziękuję za rozmowę oraz wieloletniążyczliwą współpracę.

Na zdjęciu: Antoni Kakareko w redakcji ?NCz?, sierpień, 2002 r.

Nasz Czas 35 (574)