Tadeusz Stomma,
USA

Refleksje z wizyty w Finlandii

Przeczytałem wywiad ze mną w internecie. Ważne jest, żeby ludzie mieli nadzieję i sami podjęli się pracy, bez czekania na jakąkolwiek pomoc.

Pomoc może się znaleźć, ale nie powinno się na to liczyć. Pod tym względem ciekawa była dla mnie wizyta w Finlandii, gdzie mieszka 6% Szwedów. Historycznie do 19-go wieku Finlandia należała do Szwecji, potem do Rosji, aż do niepodległości po pierwszej wojnie światowej. Mówią, że nie ma u nich żadnych zastrzeżeń ani problemów na tle narodowościowym. W fińskich szkołach obowiązuje język szwedzki i odwrotnie.Nazwy ulic i napisy na tablicach urzędowych są w dwóch językach, jak też wszystkie produkty spożywcze mają wymienione składniki na opakowaniach w obu językach. Fiński można odróżnić od szwedzkiego, bo ma bardzo długie wyrazy i dużo podwójnych liter, a ten drugi przypomina trochę niemiecki i czasami można coś się domyślić.

Córka mojej kuzynki chce pracować w służbie dyplomatycznej (jej dziadek był premierem), więc teraz, po ukończeniu uniwersytetu, jedzie do Szwecji na rok, aby doskonalić język. Bez tego trudno w Finlandii zrobić karierę. Oprócz tego w Helsinkach i innych większych miastach prawie wszyscy mówią po angielsku - nie spotkaliśmy kogoś, kto by nie mógł nam w dostatecznie poprawnym języku odpowiedzieć. W mojej rodzinie wszyscy mówią po fińsku, szwedzku, angielsku, niemiecku i francusku, ponieważ dużo uwagi poświęcano nauce języków, a z powodu pracy ojca w Międzynarodowym Funduszu Walutowym zmuszeni byliśmy mieszkać w wielu krajach.

Nikt natomiast nie mówi po rosyjsku, chociaż niektórzy żałują tego. Wynikło to stąd, że stosunek do Rosji był taki, że nikt tego języka nie chciał się uczyć. (Tym niemniej jednak w Helsinkach stoi duży pomnik cara Aleksandra II, "bo on był lepszy od innych carów"). Jest też problem z Finami, którzy znaleźli się w Związku Sowieckim. Teraz Finlandia ich przyjmuje i większość z nich się tam przeprowadza, ale wielu z nich nie zna fińskiego. Do nich jest negatywny stosunek, ale to chyba w następnym pokoleniu się zmieni.

Ciekawe są narzekania na UE, które chyba były do przewidzenia. Mówi się, że jest za dużo prawideł. Żeby sprzedawać truskawki, muszą one być 2 cm minimum w szerokości (chociaż małe są smaczniejsze), a ogórki muszą być równiutkie, a nie zakrzywione, jak się często zdarza. Ponieważ starsi ludzie nadal liczą pieniądze w markach, to w sklepach wystawione są dwie ceny - w markach i euro.

Nie myślę, żeby Finlandia mogła być wzorem dla Litwy, jednak uznanie osób innych narodowości za pełnoprawnych obywateli jest konieczne. Pozdrawiam.

Nasz Czas 35 (574)