Józef Mackiewicz

Ludzie na resztówkach

Pisząc o sytuacji Polaków na Litwie, niepodobna pominąć jednocześnie sytuację gospodarczą Litwy, bo na pewnych odcinkach jedna z drugiej wypływa. Oczywiście ominiemy rys historiograficzny, zbyt dobrze wszystkim znany. Ziemiaństwo, wskutek reformy rolnej, spadło ze szczebla przodującego, a polityczna koniunktura pogorszyła go jeszcze bardziej. Nie znaczy to wszelako, ażeby nie trzymało się na poziomie litewskiego maksimum, którym było - osiemdziesiąt ha. Tym samym, operując regułą, należałoby ustalić, że Polacy są najbogatsi, ponieważ rzadko mają jedynie poniżej 80 ha, podczas gdy Litwini nierzadko o wiele mniej.

Rząd tautininkowski nie był, jak wiadomo, zadowolony z reformy rolnej przeprowadzonej przez jego poprzedników. Uważał ją za zbyt radykalną. W ten sposób powstała ustawa podwyższająca normę do 150 ha, prócz pozostawienia całego szeregu majątków w dawnym rozmiarze, przy czym nadmiar (ponad 150) traktowany jest jako dzierżawa u rządu, które-mu się płaci czynsz. Słyszałem, że nie jest czasem wygodna. Ponoć niektórzy się jej zrzekają. Podlega bowiem rewizjom, lustracjom, tudzież narzucanym inwestycjom.

Lata przedkryzysowe były latami doskonałej koniunktury. Ludzie na "resztówkach" mogli nie tylko z nich żyć, ale się rozwijać. Wielu też poszło na lep inwestycyjnego przekształcenia wielkich ongiś majątków na wzorowe fermy, zaciągano więc długi na ulepszenia, które miały w przyszłości dopiero procentować. Ta przyszłość zawiodła. Koniunktura wypadła zła. Sytuacja w poniektórych majątkach wytworzyła się beznadziejna.

W tej chwili proces kurczenia się ziemi szlacheckiej jest dosyć wyraźny. Niezbyt szybki, ale stały. Podrastają dzieci, które nie mogą dyskontować na Litwie swego wykształcenia, wobec trudności czynionych Polakom. Działki zbyt szczupłe do wyżywienia. Wyjeżdżają za granicę. Starzy rodzice tęsknią za nimi. Majątek się sprzedaje, są tacy, którzy w nowych warunkach zaaklimatyzować się nie mogą, moralnie i materialnie wykolejeni. Są nimi ci, którzy eksploatują do kresu, sprzedając później ze stratą majątek zapuszczony. Większość, naturalnie, się jeszcze trzyma, gospodaruje, wielu nie wstydzi się pracy fizycznej, wielu pracuje dobrze, z poświęceniem i w pocie czoła, wielu wzorowo.

"Lietűkis", "Żemës Bankas"

Bieżąca polityka gospodarcza Litwy, trzeba to jej przyznać bezstronnie, popiera każde zdrowe gospodarstwo, bez względu na narodowość jego właściciela. Polityka ta uzewnętrznia się praktycznie w organizacji skupu i w kredytach. Skup płodów rolnych przez takie towarzystwa jak "Lietukis", albo "Pienocentras", poza sporadycznymi wypadkami, głównie lokalnymi, nie wdaje się w różniczkowanie narodowościowe. Inaczej jest z kredytem. Państwowy litewski Bank Ziemski (Żemes Bankas) użycza wprawdzie pożyczek zarówno rolnikom litewskim, jak polskim, tym ostatnim jednak mniej chętnie i rzadziej. Natomiast wyraźna jest już granica w błogosławieństwach ulg przy spłacie rat czy kapitału. O ile Litwini, zwłaszcza osadnicy lub uprzywilejowani politycznie, liczyć na nie mogą zawsze, o tyle Polacy prawie nigdy.

Jako pośrednik wchodzi często w grę polska instytucja finansowa, udzielająca pomocy, ratująca przed zagładą licytacyjną.

Tak by się przedstawiała, w krótkim zarysie, gospodarcza sytuacja, zarówno dawnego ziemiaństwa, jak ogółu Polaków, związana, oczywiście, ściśle z wewnętrzną ekonomiczną sytuacją Litwy, która na ogół jest dobra.

Gazety i księgarnie

O wiele gorzej jest na odcinku polityczno-kulturalno-oświatowym. W Kownie wychodzą dwa pisma polskie: "Chata Rodzinna" i "Dzień Polski" (dawniej "Kowieński"), skrępowane cenzurą prewencyjną i ustawami prasowymi, o których już wspominałem. Ustawa ta idzie dalej niż w innych państwach o zdecydowanie totalistycznym charakterze. Narzuca między innymi, bez prawa wzmianki o "nadesłaniu", obowiązek drukowania artykułów nadesłanych właśnie przez rząd. Oczywiście, koliduje to najzupełniej ze swobodą kierunku pisma, wypaczając go niekiedy, dezorientując nieuświadomionych czytelników.

Napływ ogłoszeń i reklam do pism polskich jest minimalny.

Pierwszego dnia pobytu w Kownie stanąłem wprawdzie zdumiony przed witryną pięknego sklepu księgarni polskiej: w samym centrum Laisvës Alei, ale mnie wkrótce rozczarowano pozorną "wspaniałością" tej księgarni.

- Przede wszystkim niech pan obejrzy księgarnię niemiecką na rogu Maironisa, o pięciu czy sześciu witrynach w porównaniu do jednej polskiej... Po drugie, niech pan zauważy łaskawie, że księgarnia polska nie ma nawet szyldu. Był przedmiotem ciągłych szykan i zamazywań. Zrobiono napis na szybie, wtedy wybito szybę. No... jest oczywiście nadzieja, że szyld będzie zawieszony.

Odbiorcami książek są nie tylko Polacy (którzy stosunkowo zubożeli), ale w znacznym stopniu Litwini. Najczęściej dla literatury specjalnej, fachowej itp., z braku książek litewskich tego resortu.

Dwa "l"

Polakom pozostało na Litwie 11 szkół początkowych oraz 3 gimnazja. Jest to stosunek procentowy nienaturalny, a tłumaczy się przejawem litewskiej polityki oświatowej, która, pomijając szereg mniej lub więcej uciążliwych ograniczeń, w jednym z nich, paszportowym, stanowi kamień węgielny hamujący nie tylko rozwój polskiej świadomości na Litwie, ale skutecznie ją kurczący.

Prawa obowiązujące w Litwie zakazują rodzicom, o ile chociaż jedno z nich jest narodowości litewskiej, posyłania dzieci do szkół polskich. Sprawdzianem zaś narodowości jest paszport. System wypełniania rubryki "narodowość" polega właśnie na zachęcaniu petenta do deklarowania się jako Litwin, do zniechęcania dla miana Polak. Czasem wpisuje się wbrew wyraźnemu oświadczeniu. Czasem korzysta z nieświadomości. Bywa, że stawia się początkową literę "l", mogącą następnie ulec różnolitej interpretacji: "lenkas" - Polak, "lietuvis" - Litwin. Bywa, że pozostawia się rubrykę nie wypełnioną.

W ostatnich czasach powstało szereg procesów, bardziej uświadomionych spośród pokrzywdzonych, którzy domagali się zmiany w paszporcie. Sąd przyznał im rację.

W ten sposób rząd litewski, trzymając rękę na dźwigni hamulca dopływu dzieci polskich do szkół początkowych, pozostawia trzy gimnazja polskie jako świadectwo ich naturalnego zamierania, pozbawiając je świeżego narybku uczni.

Porównania

Naturalnie, w ciągu krótkiego czasu trudno jest się zorientować w powodzi narzekań jednej strony i replik drugiej. Zupełnie bezstronne stanowisko wymagało opracowania obfitego materiału faktów, wyeliminowania ich charakteru sporadycznego, wykazania reguły.

Najczęściej powtarzanym momentem jest skłonność obu stron, zarówno polskiej, jak litewskiej, do porównań z sytuacją Litwinów wileńskich. Ale i w tym kierunku piętrzą się trudności niezgodnych interpretacji.

Kilkakrotnie pytałem tamtejszych Polaków, jak się zapatrują na ten stosunek wzajemny, przy tym otrzymywałem często odpowiedzi sprzeczne.

Większość stała na stanowisku, że jeżeli, na skutek zastosowanych retorsji na Wileńszczyźnie, stosunek ten wypada na niekorzyść mniejszości litewskiej - to nie należy go brać pod uwagę, mając na względzie: 1) jego charakter przejściowy,2) wyraźnie demonstracyjny, 3) wywołany względami polityki zagranicznej. - Podczas gdy na Litwie stan taki jest stały.

- Sytuację tu i tam należy porównywać, biorąc jakiś rok 1935 na przykład.

Nie wchodząc w słuszność tej interpretacji, wypadałoby jeszcze przytoczyć głosy, które wskazują na fakt zasadniczy, mianowicie: "Nie da się porównać naszego ongiś stanu posiadania na Kowieńszczyźnie ze stanem posiadania litewskiego na Wileńszczyźnie. Nam odebrano tysiączne odcinki życia publicznego, w zestawieniu z latami przed wojną. My idziemy w dół, podczas gdy im nie daje się tylko iść w górę".

W imię bezstronności należałoby jednak zaznaczyć, że tego rodzaju zapatrywania mogą być brane jedynie pod kątem środowiska tych, którzy tam nie tylko zawsze byli i trwali, ale którzy do dziś kraj swój traktują jako ojczyznę, a siebie, sprawiedliwie, słusznie i historycznie, za autochtonów, z krwi i kości wrosłych w ziemię rodzinną. - Niestety, w ostatnich czasach dał się zauważyć front nowy, dziwny, choć nietrudno się domyślić, z jakiej gleby moralnej flancowany na teren kowieński i skąd terytorialnie biorący swój początek polityczny: "że Polacy na Litwie winni być tylko kolonią, obcą wszystkiemu, co nie jest made in Warsaw, co nie ma pawiego piórka i krakowskiego gorseciku, że Polacy na Litwie to wielka rodzina Polonii zagranicznej - ale bracia rodzeni tych, co mieszkają w Kanadzie, Paranie i gdziekolwiek poza granicami, chociażby w Nowej Zelandii".

Chciałbym poświęcić temu specjalny rozdział.

"Słowo" 1938 nr 132

Okna zatkane szmatami, Dzieła t. 15, Londyn

Nasz Czas 34 (573)