Ryszard Maciejkianiec

Liczyć na własne siły i dawać nadzieję
Rozmowa z Tadeuszem Stommą

Witając Pana z Małżonką w naszej redakcji, niezmiernie się cieszę, iż osobiście możemy poznać autora unikalnej publikacji "Ślub Drabatów" (patrz. "NG" nr 528 za rok 2001). Na wstępie chciałbym zapytać czym się Pana zdaniem różni nasza mentalność i mentalność Amerykanina?

Różnica jest znaczna. Kiedy bywam w Polsce i tu na Litwie, to widzę, że jeżeli jest problem, to wszyscy chcą, aby ten problem rozwiązała władza, rząd. Władza musi nam dać to, tamto itd. Pytam więc, a dlaczego wy sami nie chcecie tego zrobić, a przynajmniej się zastanowić, co od was zależy i co sami przede wszystkim możecie zrobić. Dlatego bardzo ważne, aby następowały zmiany w sposobie myślenia. O ile mentalność starszych ludzi już raczej kardynalnie się nie zmieni, trzeba więc propagować inne myślenie i działanie wśród młodego pokolenia.

Brakuje więc nam wiary we własne siły?

Na pewno. Człowiek jako jednostka czy zespół zawsze i przede wszystkim powinien liczyć na własne siły. Najgorzej jest właśnie wtedy, kiedy ludzie nie wierzą, że Litwa lub jej jakiś rejon mogą być większe czyli bardziej znaczące, bardziej bogate niż są obecnie. Bo mnie szczególnie zadziwił premier Litwy, który w swoim czasie pobiegł do banku, żeby zabrać swoje pieniądze i odsetki wobec zbliżającego się bankowego kryzysu, zamiast zadbać o całą Litwę. Jeżeli więc osoby na takich nawet stanowiskach uważają, że skoro dziś wszystkim wszystkiego nie wystarcza, to on musi wziąć póki może swój kęs - jest to wyraźny brak wiary w możliwości kraju, rządu czy jednostki samorządowej, wyraźna niewiara, że coś z tego może być, dowodem braku zrozumienia, że bogactwo nie jest przecież ograniczone, a może być coraz większe i większe do podziału, bo bogactwo poprzez swoją pracę tworzą ludzie.

A jak góra nie wierzy - to oczywiście i szary obywatel w to nie wierzy. I to jest wielki problem. Litwa nie jest zbyt duża, ludzie nie są głupi i tutaj rzeczywiście można byłoby żyć lepiej i godniej. W takim niedużym kraju łatwiej też jest przeprowadzić zmiany. Estonia dla przykładu przez jakiś czas musiała cierpieć pewne niewygody reform, ale tam zaszły dobre zmiany . Za dziesięć lat ludzie może będą woleli mieszkać w Estonii niż w Polsce.

Ja natomiast wierzę, że i tutaj będzie lepiej.

Przerost biurokracji, nie zawsze czytelnie dla ludności wprowadzane zmiany i reformy w połączeniu z jawnymi przypadkami korupcji i nadużyć - wszystko to jakby nie daje widocznych szans, nadziei na przyszłość...

Rzeczywiście, co się daje zauważyć na Litwie -to niezwykle wielka biurokracja. Wszystkie urzędy, które były dawniej - ciągle są. Ktoś nam z sarkazmem powiedział, że dużo się zmieniło, bo urzędy są te same, tylko znacznie więcej w nich urzędników. A jak jest dużo urzędników, różnych regulaminów itp. - to ludzie muszą chodzić, prosić i dawać łapówki.

Tym niemniej ludzie zawsze powinni mieć nadzieję, że przyszłość będzie lepsza. To ciągnie ich do pracy i do życia. Bo inaczej nikt nic nie będzie robił. Trzeba tę realną nadzieję i wiarę w przyszłość ludziom dawać, pisać o tym i mówić. To buduje społeczność.

Na nasz byt, jak Pan rozumie, w pewnym stopniu nakładają się również stosunki narodowościowe.

Rozmawiając z Litwinami podkreślałem, bo jestem w tym przekonany, że dla Litwy i Litwinów jest ważne, żeby dobrze żyć z Polakami. Bardzo ważne dla kraju, aby wszyscy ciągnęli w jednym kierunku, działali do spółki, żeby Polacy tutaj bardzo dobrze się mieli, i żeby Polacy w innych krajach zazdrościli tutejszym Polakom. A dla Litwy byłoby to ważne, bo by znaczyło, że jest dobrym krajem. Przysłuchując się tutejszym litewsko - polskim sporom jestem zdania, że Polakom musi również zależeć na dobrych stosunkach. Ale Litwinom na tym musi zależeć jeszcze bardziej, bo w przeciwnym wypadku powstaje rozłam, a przecież musicie wspólnie dążyć ku lepszemu.

W swoim czasie pisałem do "Naszego Czasu, że chciałbym wszystkich tu mieszkających nazywać z mickiewiczowska Litwinami - jednych mówiących po litewsku, innych po polsku, jeszcze innych po białorusku, ale za to wszystkich ciągnących w jednym kierunku. Szwajcaria ma różne języki, ale oni tam nie walczą ze sobą . Pan mnie wtedy odpisał, że społeczeństwo możliwie jeszcze tego nie zrozumie.

Myślę, że Litwini nie powinni wynaradawiać tu mieszkające mniejszości narodowe. Był czas na początku XX wieku, w okresie pierwszej wojny światowej, kiedy to litewskość była bardzo słaba. I żeby jakość się bronić, robiono to poprzez negatywny stosunek do polskości. Wtedy to również nie był dobry sposób, ale można było to zrozumieć. Dziś nie ma najmniejszego sensu, bo każda mniejszość coś daje dla Litwy.

Dla przykładu Karaimowie, których jest około trzystu, a też przecież wnoszą swój dorobek do skarbca Litwy. Przypomniałem o Karaimach dlatego, że mój dziadek w latach dwudziestych ubiegłego stulecia był ambasadorem Litwy w Estonii. Więc kiedy tam ambasadorem była Pani Halina Kobeckajtë, utrzymywaliśmy z nią życzliwą korespondencję. Ona Karaimka - reprezentowała Litwę. Natomiast Polaków reprezentujących Litwę zdaje się, że nie ma. Powstaje pytanie - dlaczego? Polacy niestety nie mogą zmienić stosunku Litwinów do siebie. Mogą natomiast zmienić swój stosunek. A Litwini, patrząc na to - powinni będą sobie powiedzieć - my też powinniśmy się zmienić.

Jak są rozwiązywane potrzeby grup narodowych w Stanach Zjednoczonych?

Jest to zupełnie inny kraj, o innych tradycjach - kraj przybyszy z całego świata. Dlatego nie jest możliwe tworzenie dla przykładu jakiejkolwiek liczby oddzielnych szkół czy czegoś podobnego. Rząd USA nie popiera specjalnie różnych wymogów. Może ostatnio więcej uwagi poświęca się ludności hiszpańskojęzycznej, ponieważ tylko nielegalnie z Meksyku napłynęło ich do USA około 8 mln. Natomiast obywatele własnym kosztem, nie korzystając ze środków podatników mogą zakładać szkoły i inne instytucje. Inna rzecz, że tam człowiek jest niezależny w pełnym tego słowa znaczeniu, w tym materialnie.

Jakie zmiany zaszły w Stanach po wydarzeniach z września ub.r.?

Ludzie są bardziej ostrożni. A jak ludzie są ostrożni - to ekonomika na tym cierpi. Od razu bali się latać samolotami. A jak mniej podróżują, to mniej wydają i dlatego na tym cierpią hotele, restauracje, kampanie przewozowe. Odczuły to rynek i giełda. Dziś szczególnie kontrolowane są samoloty. Inna rzecz, żeby nie dyskryminować Arabów, biurokratycznie przeszukują wszystkich, nawet staruszków. Albo wybiorą dla przykładu co dziesiątego - dlatego niedawno padła kolej na niedoszłego wiceprezydenta. Ja na niego nie głosowałem, ale każdy wie, że on samolotu nie porwie.

Natomiast u nas, 10 godzin jazdy samochodem od Nowego Jorku, gdzie wszyscy się znamy - wszystko jest bez zmian. Jeżeli nie będzie nowych wypadów - to wszystko wróci do normy.

Ina rzecz, że z problemem terroryzmu wśród muzułmanów powinni walczyć też sami muzułmanie. Dopiero to może być naprawdę skuteczne.

Dlaczego Pan czyta właśnie "Nasz Czas"?

Wasz tygodnik znalazłem w internecie i po przeczytaniu uznałem, iż jest to inne pismo, i to mnie przyciągnęło, że zacząłem czytać. Mniej od innych narzekacie, nie chcecie ze sobą kłócić ludzi. Krytykujecie poszczególnych polityków i urzędników, ale to co innego. Widać, że chcecie te społeczeństwo zrobić lepszym, a nie odłączyć od całości. Bo wszyscy powinni pracować, aby osiągnąć zamierzony cel, a idąc po drodze, nawet mimo sporów, nie powinni zapominać dokąd idą.

Mieszkając w Ameryce rozumiemy te problemy może lepiej niż tutaj, bo u nas są Murzyni, a wśród nich tacy, co twierdzą, że Murzynów prześladują, bo oni z tego żyją - zbierają pieniądze, robią akcje, szantażują wielkie firmy, że tam za mało jest zatrudnionych Murzynów. Więc te firmy, żeby nie zatrudniać - dają pieniądze - i atmosfera się uspakaja. Natomiast czytając gazety stąd, też słyszy się krzyki, jak Polaków prześladują czy dyskryminują. I jest to rzeczywiście dyskryminacja, tylko że jest ona wszędzie. Ale wasze pismo tego nie eskaluje.

Proszę o kilka zdań o sobie.

Z zawodu jestem i pracowałem przez wiele lat jako inżynier - elektrotechnik. Obecnie z paroma kolegami budujemy domy, hotele i in. obiekty. Żona Jadwiga pracuje w firmie turystycznej. W Polsce i na Litwie mam dalszych krewnych, których właśnie odwiedzamy. Polecimy też do Finlandii, bo moja prababka Malinowska w swoim czasie wyszła za mąż za Fina. A więc i tam są dalecy krewni.

Dziękuję za rozmowę, współpracę oraz życzliwą ocenę naszej działalności. Oczekujemy na Pana kolejne publikacje na naszych łamach.

Na zdjęciu: Tadeusz Stomma z małżonką Jadwigą w redakcji. Lipiec 2002 r

Fot. Waldemar Dowejko

Nasz Czas 33 (572)