Robert Mickiewicz

Człowiek zawsze ma prawo wyboru
Rozmowa z prezes
Polskiej Partii Ludowej Antoniną Połtawiec

- Podjęła się Pani trudnego i odpowiedzialnego zadania kierowania nową polską partią polityczną na Litwie. Co sprawiło, że Pani dokonała właśnie takiego wyboru?

- Człowiek zawsze musi dokonywać wyboru. Zdaję sobie sprawę, że to wyzwanie, którego się podjęłam nie będzie łatwe. Ale muszę powiedzieć, że to nie była pochopna decyzja. Wyboru dokonałam znacznie wcześniej, kilka lat temu, gdy opowiedziałam się za uzdrowieniem sytuacji w polskich organizacjach, za uniezależnieniem Związku Polaków od politycznej organizacji, jaką jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie.

- Dlaczego Pani to zrobiła? Jak wiadomo pracowała Pani wówczas w Samorządzie Rejonu Wileńskiego, będąc zarówno członkiem ZPL jak i AWPL. A z góry przecież było wiadomo, że podejmując taką właśnie decyzję spokojnego życia Pani nie będzie miała? Tym bardziej, że dla wielu działaczy ZPL - AWPL, którzy na "polskiej sprawie" zrobili sobie kariery to, o czym Pani mówi, nie specjalnie jakoś przeszkadzało i przeszkadza.

- Włączyłam się w ruch polskiego odrodzenia narodowego z pierwszych jego dni. Dobrze pamiętam entuzjazm, bezinteresowność z jaką ludzie przychodzili w tamte pierwsze lata do Związku Polaków na Litwie i dlatego nie jest mi obojętne, co się dzieje na naszej Wileńszczyźnie, w polskich organizacjach. Gdy najpierw ZPL a następnie AWPL wygrywały wybory w polskich rejonach, odbierałam to przede wszystkim jako odpowiedzialność przed tymi ludźmi, którzy na nas głosowali. Władza to nie tylko walka polityczna, ale i codzienna żmudna praca przede wszystkim dla ludzi, którzy tu mieszkają.

Jednak już przed kilkoma laty coraz bardziej było widoczne, że AWPL, mająca absolutną władzę w dwóch największych rejonach Wileńszczyzny, prowadzi te rejony w niedobrym kierunku. Pracując jako kierowniczka Wydziału Informacji, Turystyki i Sportu w Samorządzie Rejonu Wileńskiego widziałam od wewnątrz jak zachowanie się AWPL - owskich liderów coraz bardziej oddala się od głoszonych przez nich patriotycznych, zresztą bardzo ładnych, haseł. Niestety walka o interesy Polaków w rejonie wileńskim, (zresztą w innych rejonach sytuacja wygląda podobnie), z roku na rok stawała się już tylko niezawodnym narzędziem do zmuszania naszych rodaków do, jak to lubią mówić liderzy AWPL, "spełnienia swego patriotycznego obowiązku" - a mówiąc prościej głosowania w kolejnych samorządowych i parlamentarnych wyborach na kandydatów tej partii.

Od wyborów do wyborów zmieniała się zasada dobierania kandydatów na listy wyborcze. Kandydatów zaczęto dobierać nie na zasadzie kompetencji i kwalifikacji, a na podstawie osobistej lojalności wobec liderów partii W. Tomaszewskiego i L. Januđauskienë. Lojalności wymaga się nawet od sprzątaczek. Nic więc dziwnego, że za kilka kadencji z samorządów "wyczyszczono" wszystkich niezależnie myślących inicjatywnych radnych i urzędników. I na skutki oczywiście nie trzeba było długo czekać. W ciągu kilku lat"wyrosła" nasza rodzima polska nomenklatura, która jest tak samo obojętna i arogancka w stosunku do zwykłych ludzi jak nomenklatura litewska lub sowiecka.

Osobista zależność od naszych rodzimych "wodzów" spowodowała, że urzędnicy boją się brać na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność. Stąd wynikło wyhamowanie wszelkiego rozwoju regionu, a przede wszystkim gospodarczego.

To chyba zabrzmi nieco śmiesznie, ale jednym z najważniejszych zadań średnich i niższych pracowników w samorządach stało się zgadywanie humorów wyżej postawionego kierownictwa, śledzenie tego kto z kim dziś pije kawę, jak długo zwierzchnictwo rozmawiało z tym lub innym urzędnikiem. Szczególnie barwnie w samorządach wyglądają dnie urodzin i imienin władców rejonów. Już z samego rana przed drzwiami ich gabinetów ustawiają się kolejki chętnych "od całego serca" powinszować kierownictwo.

- Czy Pani wie co mówią mieszkańcy rejonu, którzy stykają się do dziś dnia z taką ojcowską "troską" o ludność Wileńszczyzny?

- No, życie hartowało wilniuków z pokolenia na pokolenie. I niestety trwa to do dziś dnia. Stopniowo ludzie przyzwyczaili się do takiej "troski" i zaczęli dostosowywać się do niej. W samorządowych kolejkach zaczęto szeptać o tym, ile i komu trzeba "dać", aby zruszyć z miejsca tę lub inną sprawę. Jak załatwić licencje na przewóz pasażerów, jak wygrać przetarg na budowę tego lub innego samorządowego obiektu.

I nie ma w tym nic dziwnego, że nasze biedne samorządy mimo wszystko dysponują corocznie budżetami w dziesiątki milionów litów, natomiast o tym, jak będą wydawane te dziesiątki milionów decyduje dosłownie kilka osób. Więc w rejonach, w których bieda aż piszczy, urzędnicy urządzają w swoich gabinetach luksusowe remonty z klimatyzacją, drogimi meblami, coraz to zmieniają samochody, dokonują nie kończących się zagranicznych wojaży, organizują bankiety, pikniki itp.. I żadnej odpowiedzialności. Rzeczywiście dla czołówki AWPL Wileńszczyzna stała się prawdziwym krajem "mlekiem i miodem płynącym".

A gdy ktoś z działaczy zaczynał po cichu powątpiewać, "czy tak można zachowywać się, przecież to nie uczciwe, ludzie wszystką widzą?" Odpowiadano, "przecież wszystko jest pod kontrolą. Nie musimy o nic się martwić, wybory wygraliśmy na wiele kadencji do przodu. Polacy i tak będą głosować na "swoich". Tych, którzy jednak wątpili w to, że "swoi" mogą wyprawiać wszystko co zechcą, od ręki wyzywano od zdrajców, kolaborantów, złodziei, komunistów itd. i wyrzucano z tej ostoi "patriotyzmu". Utarło się więc, że "prawo" na obdarowywanie tytułem "uczciwy patriota" znajduje się w tych samych rękach, które dzielą licencje, działki, organizują przetargi, rozdają kontrakty i stanowiska w samorządach.

- Proszę Pani, ale przecież to wszystko widzą nie tylko mieszkańcy Wileńszczyzny, ale i centralne litewskie władze?

- Bardzo trafne pytanie. Oczywiście, że widzą i wiedzą. Dla wielu ludzi na Wileńszczyźnie było szokiem, gdy po wyborach samorządowych w 2000 roku AWPL zawarła w wileńskim samorządzie koalicję z konserwatystami. Być może ja zdziwię Czytelników, ale tak właśnie miało być. Intensywna degradacja AWPL - owskiej wierchuszki zaczęła się akurat za rządów konserwatystów w latach 1996 - 2000. To akurat wówczas AWPL - owcom, udającym walkę o prawa mniejszości narodowych, zaczęto pozwalać na wiele rzeczy, które wcześniej były nie do pomyślenia. Więc nie ma czemu się dziwić, że dzisiaj w Wilnie mamy taką koalicję, która rządzi miastem właśnie w taki sposób, jaki rządzi. Ta koalicja i ten system formowały się stopniowo - trzy - cztery lata temu.

Wracając do początku naszej rozmowy jeszcze raz powtórzę - każdy powinien dokonać w życiu swego wyboru. W wyborach samorządowych w 2000 roku na wileńskiej liście AWPL byłam ustawiona pod numerem 4 tuż za prezesem ZPL Ryszardem Maciejkiańcem. Wystarczyło nam zgodzić się z "generalną linią" i dzisiaj mielibyśmy wygodne, dostatnie i spokojne życie w tej "pięknej koalicji". Tym bardziej, jeżeli byśmy głosowali za podgrzewane chodniki, pola golfowe, wieżowce za 70 mln litów, nowe mosty, pomarańczowe rowery, zielone karty dla żebraków i inne sposoby na wypłukiwanie budżetowych pieniążków, zamykalibyśmy oczy na bezrobocie, nędzę, na ponad już 200 milionowy dług Wilna, na dogorywający drobny i średni biznes, na panoszenie się monopolistów. Nikt by nie wyzywał nas od zdrajców, złodziei, nie oskarżał o rozbijanie polskiego społeczeństwa na Litwie - wszystko byłoby "ładnie", "spokojnie" i "uczciwie", a głównie jak dotychczas bez żadnych zmian..

Ale trzeba było wreszcie powiedzieć temu wszystkiemu - nie. Co i zrobiliśmy rezygnując z udziału w wyborach z listy AWPL.

I kilka pytań, że tak powiem z ostatniej chwili. "Kurier Wileński" poprzez publikacje Sienkiewicza i Żdanowicza, a "Draugyste - Przyjaźń" w ogóle w postaci nieprzyzwoitych pomówień oskarżają założycieli Polskiej Partii Ludowej o wprowadzanie podziałów w polskim społeczeństwie, o tym, że jakoby nie macie prawa do reprezentowania Polaków i do polskości itd., itp. Jak Pani będzie reagowała na takie oskarżenia?

Generalnie tym wywiadem raczej zaczynam i kończę polemikę z wyżej wymienionymi osobami. Szkoda na to czasu. Mamy zbyt dużo pracy nad budowaniem partii, której działalność nie będzie nosiła doraźnej akcji, a będzie stałym, odpowiedzialnym elementem naszego życia. Tak jak i nasi Polacy na Litwie. Natomiast odnośnie prawa do polskości, to właśnie tak się złożyło, że wśród założycieli partii znaleźli się właśnie ci, co zakładali Związek, co budowali domy polskie, co organizowali zwycięskie wybory. Dzisiejsi awepelowscy działacze niestety cichaczem wchodzili na wszystko gotowe, a nie mając szerszej wizji co i raz burzyli i burzą dorobek społeczny. I co szczególnie boli, że po siedmiu latach rządów awepelowców co i raz stykamy się z wypowiadanymi opiniami, iż administracyjne (gubernatorskie) zarządzanie nie było nawet gorsze. Chociaż była to przecież wielka hańba trwania w stanie niedemokratycznego administracyjnego zarządzania.

Czyli sprawie polskiej poprzez nieumiejętne zarządzanie i nadużycia zadano poważny cios - pojawiła się niewiara we własne siły, zasiano ( może świadomie?!) wątpliwość co do możliwości Polaków rządzenia się w swojej małej ojczyźnie - na Ziemi Wileńskiej. To wszystko należy naprawić i odbudować.

Warto też zauważyć, że zgodnie z naszym programem będziemy apelować o wspólną pracę dla dobra Ziemi Wileńskiej i jej mieszkańców, a nie tylko do walki, jak to było dotychczas. W tych warunkach wykorzystanie różnicy zdań, konkurencji jest po prostu wskazane.

Wierzymy, że kierowana przez Panią partia zwycięży w zbliżających się wyborach samorządowych. Skąd weźmiecie wtedy ludzi do zarządzania, kiedy zdążycie ich przygotować do tak ważnych funkcji?

Nie ma wcale takiej potrzeby. Dziś większość pracujących urzędników jest kompetentna, a mogą pracować znacznie lepiej, z większą inicjatywą, o ile im się na to pozwoli i nie będzie się stało "nad głową". Musi oczywiście odejść kilku czy kilkunastu nierzetelnych, złośliwych, kompromitujących władzę wobec ludzi.

Program partii zakłada, że wewnątrz jej mogą działać różne frakcje, w tym powołane na zasadzie przynależności narodowej. W składzie założycieli znalazła się grupa Białorusinów, ktoś pytał na zjeździe o możliwość powołania innych frakcji narodowych. Skąd takie idee?

Wychodzimy z założenia, że szczególnie na poziomie samorządowym mieszkańcy Wileńszczyzny mają w większości wspólne problemy - ekonomiczno - socjalne, komunalne, ochrony środowiska, bezpieczeństwa itp., które nie zależą od narodowości. Na tym więc lokalnym poziomie z przedstawicielami każdego lokalnego społeczeństwa i trzeba je wspólnie rozstrzygać. Jednocześnie na tymże poziomie trzeba szukać rozwiązań i w kwestiach spornych. Dlatego nasze odwoływanie się do tradycji tolerancji i wielokulturowości na Ziemi Wileńskiej z odległych czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego wynika z naszego głębokiego przekonania, iż jest to jedyna droga budowania przyszłości tego innego niż pozostała Litwa regionu. Stąd też wynika właśnie otwarcie się naszej partii na szeroką współpracę ze wszystkimi ludźmi, którzy zechcą działać w dobrej wierze i z dobrej woli dla naszej małej ojczyzny.

I kilka zdań o sobie.

Rodzina moja pochodzi ze wsi Smolnica koło Bujwidziszek. Tam też jest nasza ziemia, dom dziadka. Ja już urodziłam się w Wilnie na Zwierzyńcu, gdzie na początku lat pięćdziesiątych przenieśli się rodzice. Tu dorosły moje dwie córki. Obecnie z mężem prowadzimy własne przedsiębiorstwo usługowe.

Dziękuje za rozmowę.

NCz 32 (571)