Ryszard Maciejkianiec

Naczelny ma głos
Bądźmy zawsze sobą

W magazynie "Czas" pracą magisterską Joanny Macutkiewicz rozpoczynamy cykl publikacji, poświęcony dorobkowi naukowemu tych, co to w roku bieżącym obronili tytuły magistrów. Zaczynamy od tej pracy właśnie dlatego, bo uznaliśmy, w ślad za autorką i przedwojennymi wydawcami "Źródeł Mocy", że kultura w ogóle, a regionalna w szczególności jest tym spoiwem, które nas łączy w społeczność mieszkańców naszej małej ojczyzny - Ziemi Wileńskiej. I że nasze zachowanie tożsamości narodowej przede wszystkim zależy od rozwoju i stałego podnoszenia poziomu kultury, na którą składa się nie tylko twórczość ludowa, ale też i własne galerie, studia, muzea, wydawnictwa, prasa itp.- z zastępem oczywiście wykształconych ludzi na czele.

Zamieszczając od ponad dwóch lat na łamach "Czasu" różne artykuły, przywołujące dziś żyjącym historię i ludzi minionego okresu, stale się stykamy z brakiem materiałów ilustracyjnych, które byłyby pomocne Czytelnikom w odbiorze publikacji. Dlatego i w tej publikacji zabrakło wielu zdjęć. Apelujemy więc do Czytelników o zdjęcia, ich odbitki, internetowe przekazy, abyśmy posiadali galerię postaci, które swoim dorobkiem przysłużyły się szeroko pojętej kulturze i dobremu imieniu Polaków wileńskich.

Będąc przy temacie polskiej kultury wileńskiej warto odnotować, iż w okresie składania egzaminów dojrzałości, niektóre polskie pisma zachłystują się pisząc o tym, jak nasze dzieci - zuszki składały egzaminy z języka litewskiego, nie wzmiankując nawet słowem o ojczystym języku polskim, mimo że język ojczysty i jego literatura stanową podstawowy budulec kośćca każdej osobowości. Z tych publikacji wyraźnie wyziera obraz myślenia starszego pokolenia, mającego uraz lęku w związku z trybem wprowadzania języka litewskiego na wzór opisany przez J. Mackiewicza w "Prawdzie w oczy nie kole" i narzuconym poprzez antykonstytucyjne postanowienie Rządu RL obowiązkiem powtórnego składania egzaminu dla Polaków po odzyskaniu przez Litwę niepodległości. Zapominając widocznie, iż młodzież nie ma takich problemów i takich lęków, bo styka się z tym od dzieciństwa, język zna i nie traktuje egzamin z języka litewskiego jak coś nadzwyczajnego. Warto też zanotować, iż w tym czasie, gdy niektórzy wpajają sobie i społeczeństwu, że najważniejszym przedmiotem dla polskiej młodzieży jest język litewski, młodzież litewska główną uwagę zwraca na informatykę, angielski i inne języki zachodnie, przygotowując się do życia we wspólnej Europie.

A tak przy okazji, oceniając mentalność naszych rodzimych litewskich i europejskich władców i ich stosunek do człowieka i obywatela, porównawczo warto zaznaczyć, iż w Europie jest nie do pomyślenia zmuszanie swoich obywateli do powtórnego za własne pieniądze składania egzaminu z języka państwowego, tylko dlatego, że należą do mniejszości narodowej. Co prawda ostatnio mówi się w Austrii o potrzebie wprowadzenia obowiązku nauczania języka niemieckiego, ale tylko dla imigrantów, przy tym rozchody związane z nauką w połowie ma pokrywać państwo.

Przed kilkoma dniami, na pierwsze strony litewskich gazet wypłynął temat zwrotu gmachu przedwojennej ambasady Litwy w Rzymie, gdzie dziś urzęduje konsul generalny Rosji, a którą Włosi zabrali siłą u urzędującego ambasadora Stasisa Lozoraitisa i bezpodstawnie za symboliczną cenę w roku 1945 przekazali Związkowi Sowieckiemu. W związku z powyższym, obecny ambasador Litwy w Rzymie E. Bagdonas nareszcie doszedł do logicznego wniosku, iż o zwrot gmachu trzeba ubiegać się nie wobec obecnej Rosji, jako spadkobierczyni Związku Sowieckiego, a wobec Włoch. I sprawa ruszyła z miejsca. Kiedy więc uważny Czytelnik wczyta się w szczegóły publikacji - zobaczy wypisz - wymaluj losy Strażnicy Harcerskiej na ul. Kamiennej, wybudowanej przez polskie dzieci i młodzież w Wilnie w roku 1938, bezprawnie przejętej i sprzedanej Stanom Zjednoczonym.

Ostatnio wszystkie litewskie pisma odnotowały niezwykle raptowne polepszenie się naszej, czyli Polaków na Litwie, sytuacji, o której w stosownym wywiadzie obszernie informował prezes warszawskiej "Wspólnoty" A. Stelmachowski. Interesujące jest, że jeszcze przed kilku miesiącami, kiedy "Wspólnota" ubiegała się przed Senatem RP o środki pod nasze imię na potrzeby własne, sytuacja Polaków na Litwie była wręcz fatalna. Jako dowód, iż rzeczywiście jest tak źle, dyspozycyjny awepelowski lider, na cynk ze "Wspólnoty" zwołał wtedy przed Sejmem wiec.

Ta nieoczekiwana i niezwykle szybka zmiana na lepsze jest zdaniem uważnych obserwatorów związana z tym, iż A. Stelmachowski poprzez W. Tomaszewskiego i A. Brodawskiego chce wejść na Litwę z unijnymi środkami, aby ostatecznie ubezwłasnowolnić i podzielić jeszcze do niedawna dobrze zorganizowane polskie społeczeństwo. Czyli problemy i stan naszego posiadania jest nie taki, jaki jest na samej rzeczy, a taki, jak aktualnie "Wspólnota" zamierza wykorzystać nasze imię do celów własnych. Do tematu wrócimy.

NCz 29 (568)