Zenowiusz Ponarski

Emisariusz Marszałka Piłsudskiego
Aleksander Prystor - Przyjaciel

Podczas gdy w 1932 roku, Aleksander Lednicki do Kowna pojechał w absolutnej tajemnicy, kolejny emisariusz Aleksander Prystor wyjechał najzupełniej otwarcie. Oficjalnym powodem podróży była chęć odwiedzenia grobów bliskich osób, poległych podczas wielkiej wojny.

A. Prystor na Litwę wyruszył na prośbę marszałka J. Piłsudskiego. Znali się od wielu lat, działając w PPS i uczestnicząc w akcjach bojowych przeciwko caratowi. Gdy Piłsudski przebywał w Magdeburgu a Prystor powrócił z więzienia w Rosji, zaopiekował się żoną Piłsudskiego i córką Wandą, której był ojcem chrzestnym. Wręczając mu w styczniu 1925 roku egzemplarz książki "Rok 1920" Piłsudski napisał: "Kochany Olku! Nie dla starej przyjaźni, lecz dla honoru służby ze mną drogi Kolego, ofiaruję Ci tę książkę ... Kilku tylko ufałem bezgranicznie, że mnie ani moich tajemnic nie sprzedadzą dla zysku i władzy". Później ich stosunki oziębły na czas.

Dlaczego tak wielka przyjaźń zachwiała się? Sądzę, że zrozumieć pomoże nam wypowiedź dobrze poinformowanego przyjaciela i współpracownika Prystora - Henryka Grubera, dyrektora PKO: "Pani Prystorowa nie dotrzymała kroku mężowi - napisał - przede wszystkim (była) chorobliwie zazdrosna ... Najdrobniejsza plotka czyniła z niej osobistego wroga. Zazdrościła pani Marszałkowej, ale nie dorównywała jej ni klasą, ni intelektem". Nie był to zarzut gołosłowny. Ks. prof. B. Żongołłowicz zapisał 28. II.1933 r. w dzienniku: "Odjechałem do Warszawy o godz. 11.20 z Premierostwem. Ona okropnie rozżalona na Marszałkową, nie przybyła na przyjęcie do Premiera w Pałacu, nie puściła córek, urządziła sama pogadankę z "Rodziną Wojskową". Rywalizacja pań w działalności charytatywnej popsuła stosunki mężów. Jednak A. Piłsudska w grudniu 1941 r., napisała w londyńskich "Wiadomościach" piękne wspomnienie: "Widzę Aleksandra Prystora, zawsze spokojnego, zawsze opanowanego, małomównego, pozbawionego demagogii i oportunizmu - napisała - po prostu zwyczajnego myślącego człowieka z pogodną, jasną twarzą, z rudoblond czupryną i bródką w szpic".

W przygotowywaniu podróży i pomyślnym przebiegu wiele dopomógł zadomowiony w Kownie od prawie roku, Tadeusz Katelbach, który o pobycie na Litwie opublikował w 1938 r. książkę "Za litewskim murem". Po wojnie wiele pisał o Kownie w paryskiej "Kulturze" i w londyńskich "Wiadomościach". Wraz z E. Jakubowskim przygotował publikację "Litwa wciąż bliska - Lietuva", fragmenty której ukazały się we wspomnianych pismach. Może doczeka się wydania?

Zapatrzony w misję kowieńską wykonywaną w kontakcie z MSZ i min. Beckiem ignorował nastroje Litwinów i ich przywódców, zmuszonych się liczyć z armią, występującą przeciwko normalizacji stosunków z Polską. Przede wszystkim wypowiedź Mikolasa Vaitkusa, pisarza i tłumacza, księdza społecznika, publicysty wszechwiedzącego, pozwoli zrozumieć pogląd przeciętnego Litwina, umiejętnie kształtowany przez Związek Wyzwolenia Wilna, rozwijający szeroką akcję propagandową na rzecz wyzwolenia "zdradziecko zagarniętej" Wileńszczyzny: "Katelbach interesował się szczególnie, co my Litwini sądzimy o sprawie Wilna - wspominał. Stwierdzacie, że większość mieszkańców kraju wileńskiego mówi po polsku i chce przynależeć do Polski. Przecież istnieje prawo samookreślenia się! A dlaczego więc nie zgadzacie się przyznać tego prawa Gdańskowi i korytarzowi. Przecież wszyscy wiemy, że większość mieszkańców to Niemcy, mówiący po niemiecku i dążący do zjednoczenia się z Niemcami. Na wschodniej i północno - wschodniej waszej granicy większość mieszkańców mówi po ukraińsku i białorusku, i podobnie chcą się połączyć z Ukrainą i Białorusią. A rozmowę z nim zakończył apelem: "Panie Katelbach, pan jako wybitny polityk, politycy litewscy i polscy powinni po ludzku rozmawiać i sprawę załatwić z korzyścią dla obu stron". A swe uwagi o nim zakończył stwierdzeniem: "Czy nie jest to piękne niemieckie nazwisko? Ci Polacy mają przecież szczęście, by z obcoplemiennych czynić pilnych Polaków i skutecznych działaczy".

Jak wspominał Katelbach: "Musiałem wyjechać do Warszawy w związku z wiadomością, że do Kowna wybiera się były premier i Marszałek Senatu, Aleksander Prystor". Kiedy pisał on te słowa, Prystor był jedynie premierem (pełnił tę funkcję do 9 maja 1933 r.). Senatorem został dopiero w 1935 roku i następne trzy lata był marszałkiem Senatu.

W związku z otrzymaną wiadomością, Katelbach pojechał do Warszawy. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych dokładnie omawiał z oficjalnymi osobistościami przebieg wizyty - jak napisał: "Ku memu zdziwieniu nikt na temat charakteru tej wizyty nie umiał mi dać żadnych bliższych wyjaśnień". Nie otrzymał ich od marszałka, którego odwiedził 1 czerwca 1934 roku. Rozmowa trwała 45 minut. "Byłem przerażony fizycznym wyglądem Komendanta - napisał - Zmalał, wychudł przeraźliwie. Pod koniec rozmowy widoczne było zmęczenie". Piłsudski powiedział jasno: najpierw nawiązanie stosunków dyplomatycznych bez żadnych warunków, a potem może być mowa o Wilnie i kulturalnej autonomii dla Litwinów Wileńszczyzny. Dłuższą chwilę poświęcił megalomanii litewskiej i powiedział, że mógł przeciąć istniejący stan rzeczy, ale nie chciał przelewu krwi, by przepaści nie pogłębiać. Po rozmowie dalej nie wiedziałem nic o celu wizyty Prystora. Doszedłem przeto do wniosku, że swoją metodą Komendant rzuca sędziwego Prystora na kowieńskie wody, by pływał-jak potrafi - wspominał. Prystor, którego spotkałem w Warszawie, był małomówny i tajemniczy". Z dalszej relacji wynika, że z Królewca otrzymał wiadomość o dniu i miejscu przejazdu granicy polsko - litewskiej.

Były to Zawiasy, które weszły do historii z kilku powodów. Przed rokiem, 27 sierpnia 1933 r. granicę tutaj przekraczał litewski poseł w Berlinie, Szaulis, jadąc na tajne spotkanie z marszałkiem Piłsudskim. Chociaż spotkanie zorganizowane przez Katelbacha nie przyniosło żadnego przełomu, było krokiem ku pojednaniu.

Czekając na przyjazd Prystora, w Zawiasach, Katelbach snuł rozważania: "Znowu jak w przypadku Szaulisa, oczekiwałem zbliżającego się auta, z tą różnicą, że teraz znajdowałem się po stronie litewskiej. Znowu był piękny upalny dzień. Litewscy policjanci, odziani w białe rękawiczki, spoglądali na polską stronę. Wreszcie podjechało auto, po czem w kierunku granicy ruszył wcale liczny pochód, na którego czele, w czarnym palcie kroczył Aleksander Prystor. Wyszedłem naprzeciw, witając się z nim oraz z towarzyszącymi mu oficerami i starostą. Prystor był wzruszony, pytał się parokrotnie czy będzie rewizja celna, wyjmował przepustkę i kłaniał się niesłychanie uprzejmie salutującym mu Litwinom. Oczywiście o żadnej rewizji nie mogło być mowy. Znalazłszy się ze mną w aucie nie mógł się nadziwić jak wszystko poszło gładko. Spokojnie, bez zgrzytów i niespodzianek przebiegała wizyta Prystora. Była to właściwie rewizyta, po pobycie posła Szaulisa w Wilnie u marszałka Piłsudskiego. Ale o tym na Litwie, poza kilkoma politykami, nie wiedziano.

Później Szaulis zostanie posłem w Warszawie, z tej wyjedzie 22 września 1939 r. Nieco wcześniej Prystor przekroczy w Zawiasach granicę. Nie był witany przez policjantów w białych rękawiczkach, lecz przez zatroskanych, nie wiedzących co zrobić z masą Polaków, szukających schronienia. Przy tym nie było Katelbacha, a znalazła się Aleksandra Piłsudska z córkami, której nie chciano przepuścić przez granicę. Dopiero telefoniczna interwencja Prystora, pozwoliła marszałkowej przekroczyć granicę. O tym wcześniej pisałem w "Nowym Kurierze".

Ale powracamy do wydarzeń 1934 roku. Z wypowiedzi Prystora wynikało, iż chciał na zewnątrz utrzymać wersję, że przybył odwiedzić groby znajomych w okolicach Czekiszek - wspominał Katelbach, ale jak powiedział: "Wyjaśnienia te niewiele mi powiedziały". W rzeczywistości zamierzał spotkać się z prezydentem Smetoną i ministrami spraw zagr. Łozorajtisem i spraw wewn. Rustejką. Prystor wizytę obliczał na tydzień. Przyjazd do Kowna byłego premiera i człowieka zbliżonego do marszałka Piłsudskiego wywołał dużą sensację. Był blisko związany z gen. Żeligowskm, kojarzony z jego wkroczeniem do Wilna. To było najważniejsze dla zwykłego mieszkańca tymczasowej stolicy - jak konstytucja określała Kowno, stolicę Litwy. Przed hotetem zbierały się grupki ludzi, a sala restauracyjna, w której jadał, pełna była ludzi, przychodzących umyślnie, by spojrzeć na gościa z Polski. Prystor wiele chodził po mieście, zaglądał do kawiarń, a towarzyszyli mu dwaj rośli policjanci, bądź w mundurach, bądź ubrani po cywilnemu. "W ogóle opieka policyjna była wzorowa" - wspominał Katelbach. Stwierdzał: "Pobyt Prystora w Kownie zostawił ślad pozytywny. Litwini, którzy nie wiedzieli nic o wizycie Szaulisa u Marszałka, poczytali wizytę Prystora za rodzaj dobrej woli uregulowania stosunków z Litwą. Życzliwe zainteresowanie - tak można określić atmosferę polityczną w jakiej upłynął pobyt w Kownie wysłannika Marszałka Piłsudskiego".

Po trzydziestu latach znalazł się w Kownie, do którego miał sentyment. Nie była to prowincjonalna, polsko-żydowska mieścina, zastał miasto litewskie, z nowoczesnymi gmachami urzędów i kamienic nowobogackich. Przyznał to później w wywiadzie z 1938 r. "W samym Kownie uderzył mnie niespodzianie europejski wygląd miasta". W 1938 roku, kiedy nawiązano stosunki z Litwą wskutek polskiego ultimatum, "Polityka" Jerzego Gedroycia, wiele miejsca poświęciła Litwie. W marcu wypowiedział się Stanisław Stomma, który w artykule "Węzeł litewski" napisał: "Szanując sami suwerenność Litwy, jesteśmy gwarantami jej niepodległości".

Wypowiedział się też Aleksander Prystor. Przekazał garść informacji o podróży do Kowna: "W roku 1934 Marszałek Piłsudski wyraził życzenie, abym pojechał na Litwę, zobaczył co tam się dzieje. Było to bardzo niedługo po okresie mojego premierostwa. Wizyta moja miała charakter prywatnej podróży, a jednocześnie osoba moja, jako niedawnego premiera nie mogła nie zwrócić uwagi czynników decydujących na Litwie - napisał. Droga, którą jechałem w towarzystwie p. Katelbacha i jego przyjaciół od granicy przez Wiłkomierz była doskonała". Dalej A. Prystor przekazał wrażenie z wizyt prywatnych: "Byłem następnie na herbacie u p. Łozorajtisa, ministra spraw zagranicznych Litwy. Nastrój wizyty był bardzo miły, sam zaś gospodarz jest człowiekiem wyjątkowo inteligentnym, uprzejmym i kulturalnym. Najdłuższą bodaj rozmowę odbyłem z p. prezydentem Litwy, Smetoną. Znajomość nasza datuje się jeszcze sprzed wojny ... Rozmawialiśmy długo o problemach gospodarczych, o dorobku Litwy i przyszłości jej na tym polu ... Zarówno on jak i ja zgodziliśmy się na jedno, że przyszłość zależy wyłącznie od dobrej woli obydwu stron".

Podróż do Kowna odbył w sytuacji realizacji pewnych zamierzeń marszałka Piłsudskiego, znanych w historii jako plan "Laboratorium". Inicjatywa jego była i pozostaje mało znanym epizodem jego działań mających zapewnić bezpieczeństwo Polski. "Laboratorium" było komórką badawczą powołaną dla ustalenia, kto z potężnych i wrogich sąsiadów pierwszy napadnie na Polskę.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Na zdjęciach: Aleksander Prystor Brzegi Wilenki koło byłych Borków Fot. Bronisława Kondratowicz

NCz 28 (567)