"Wspomnienia zawsze żywe"

Wielu naszych dziadków i babć przeżyło straszne chwile w swoim życiu. Niestety dotyczą one także i mojej babci.

Babcia urodziła się w 1931 r. w Krasławiu. Pochodzi z polskiej rodziny. Jej ojciec urodził się na Łotwie, a matka przyjechała z Warszawy. Oboje rodzice byli członkami Armii Krajowej i pomagali rodakom z kraju. Dzieciństwo spędzała w Krasławiu, gdzie uczęszczała do szkoły polskiej. Po przyjściu Niemców, w 1941 r. szkoła została zamknięta i babcia miała trzyletnią przerwę w nauce. Po ponownym otwarciu, skończyła klasę siódmą. Natomiast rodzice za działalność w Armii Krajowej zostali aresztowani w 1945 r. przez władze sowieckie i osadzeni w więzieniu, gdzie zmarli.

Dzień 25 marca jest bardzo tragiczny dla wielu ludzi zamieszkujących terytorium Łotwy (14 czerwca 1941 r. również tysiące mieszkańców Łotwy było zesłanych i wywiezionych na Sybir - przyp. red.). Właśnie wtedy babcia została zabrana ze szkoły wraz z dwiema siostrami, Emilią i Jadwigą i wywieziona przez NKWD na Syberię.

Były już wtedy sierotami. Moja babcia zesłanie zawsze wspomina ze łzami w oczach, a my, rodzina zawsze cierpliwie słuchamy jej opowieści. Wspomina, że obudził ich w nocy przerażający łomot do drzwi. Weszli "enkawudyści" i kazali szybko ubrać się, nic ze sobą nie brać. Jedynie trochę chleba udało się schować pod ubraniem. Największym ich skarbem był obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, który jak mówi babcia, chronił ich od wszystkich nieczystości w ciągu siedmiu lat na nieludzkiej ziemi.

Wszystkich wywożono w bydlęcych wagonach. Daleka podróż trwała przez trzy tygodnie. Wiele ludzi nie dotarło do końcowej stacji, gdyż umierali z głodu i chłodu. W końcu przybyli do Omska i zostali rozwiezieni do kołchozów lub sowchozów. Miejscowa ludność źle traktowała przybyszów, gdyż uważano, że są to faszyści. Nikt nie chciał przyjąć zesłańców do swojego domu. W kwietniu wszyscy obowiązkowo szli do pracy. Nie mieli ani ciepłego ubrania, ani obuwia. Babcia wspomina, jak owijali nogi onucami, szmatami i szli do lasu. Nogi przymarzały do tak zwanego obuwia. Często chorowali, lecz nikt na to nie zwracał uwagi.

Po powrocie z zesłania życie było trudne. Pracy dla zesłańców nie było. Przez jakiś czas moja babcia mieszkała we Lwowie i Czerwonoarmiejsku, po czym wróciła do Jekabpilsu, do siostry, dopiero po długim czasie życie wróciło do pewnej stabilności.

Nie patrząc na przeżyte nieszczęścia, babcia jest wielką patriotką i uważa, iż polska mowa musi krzewić się na chwałę przyszłych pokoleń.

Elwira Poczajewiec,
Polska Szkoła Podstawowa
w Jekabpilsie, klasa 8

NCz 26 (565)